EREW ROSZ HASZANA

EREW ROSZ HASZANA

 Rabin Walter Rothschild

 

Motywem przewodnim tzw. „Wielkich Świąt” czy też Jamim Norajim, Strasznych Dni, jest w istocie bardzo proste pytanie oraz udzielona nań odpowiedź:

Czy można naprawić raz wyrządzone zło? Zniewagę, zranienie, stratę finansową, nadszarpniętą lub zniszczoną relację, popełnioną niesprawiedliwość? Prosta odpowiedź brzmi: Nie, nie można. ALE – możemy jednak podjąć pewne działania.

– Możemy otwarcie przyznać się do tego, co uczyniliśmy.

– Możemy przeprosić za nasze zachowanie – albo osobiście osobę pokrzywdzoną, albo publicznie, bądź też (jeśli to możliwe) na oba te sposoby.

– Możemy obiecać, że dołożymy wszelkich starań, aby nie powielać więcej tego typu zachowania.

– Możemy wyciągnąć lekcję z tego doświadczenia.

Można by dodać jeszcze inne możliwe działania, lecz powyżej wymieniliśmy niektóre podstawowe zagadnienia. Koncepcje te znajdują odzwierciedlenie w naszym kalendarzu i w naszej liturgii na te świąteczne dni. W grę wchodzi zatem nasza relacja z samym sobą, która ucierpiała w ciągu minionego roku; dalej mamy też relacje łączące nas z naszymi bliźnimi, z naszą rodziną, naszą społecznością, naszym narodem oraz całym rodzajem ludzkim – a zatem nasz stosunek do ludzi, których nie znamy i których nigdy nie spotkaliśmy, lecz którzy mimo to są naszymi bliźnimi i żyją na tym samym świecie, co my; również i ta relacja mogła ulec nadszarpnięciu. Następnie mamy też naszą relację z Bogiem – z naszym Stwórcą i naszym Sędzią.

W Rosz Haszana, a zatem w dniu dzisiejszym, wchodzimy do Sądu zaniepokojeni i zestresowani, nie wiedząc tak naprawdę, czego możemy się spodziewać, nie wiedząc, jak zostaniemy potraktowani, czy sędzia orzekający w naszym osobistym, jednostkowym przypadku będzie łagodnie czy też surowo usposobiony, czy przynieśliśmy z sobą wystarczająco dużo dowodów na potwierdzenie naszych dobrych uczynków i dobrych intencji, aby pomogły one zrównoważyć długą listę uchybień, które nagromadziliśmy w ciągu tego roku i które, jak wiemy, widnieją na liście zarzutów. Nie wiemy, czy po zakończeniu procesu, który potrwa przez dziesięć dni, aż do nabożeństwa zwanego Neilą, orzeczone zostanie wobec nas (na co mamy nadzieję) zwolnienie warunkowe czy też – w najgorszym przypadku – wyrok śmierci, który zostanie wykonany przed końcem rozpoczynającego się właśnie roku.  

Podczas Kol Nidre przeprosimy za wszystkie przypadki, gdy obiecaliśmy Bogu, że postaramy się być lepsi, gdy obiecaliśmy, że będziemy stronić od pewnych błędów – i nie dotrzymaliśmy słowa. „Miej proszę na względzie, że mieliśmy dobre zamiary, nawet jeśli nie udało się nam ich zrealizować…”.

Przez cały długi dzień Jom Kipur będziemy zaniedbywać nasze potrzeby fizyczne, koncentrując się zamiast tego na naszych potrzebach duchowych; będziemy prosić o łaskę, o wyrozumiałość, o przebaczenie, o drugą szansę. W ciągu tych dziesięciu dni na pierwszy plan wysuwają się dwie zasadnicze koncepcje, uosabiane przez następujące elementy liturgiczne: Aszamnu – „Przyznajemy, że zgrzeszyliśmy” – oraz Awinu Malkenu – „Choć zgrzeszyliśmy, prosimy: bądź miłosierny dla nas i dla innych tu obecnych”.

Jedna z zasadniczych różnic pomiędzy owym Sądem a sądami ziemskimi polega na tym, że w tym pierwszym nie zatrudniamy żadnych prawników w charakterze naszych przedstawicieli. Sam jestem osobiście zaangażowany w pewną sprawę sądową, która niemiłosiernie się przeciąga i kosztuje mnie dużo czasu i pieniędzy; Muszę prowadzić korespondencję z moim prawnikiem, aby naświetlić sprawę,  opisać uwikłane w nią postacie i kontekst oraz aby przedstawić moje własne sugestie – a każdy list, każdy e-mail, każdy telefon i każde spotkanie wiążą się dla mnie z pewnym wydatkiem. Tak to już jest. Natomiast w sądzie niebiańskim sami reprezentujemy swoje interesy. Nie ma do nauczenia się wielu skomplikowanych zapisów prawa, choć rabini potrafią kompilować całe księgi pełne pomniejszych regulacji. Podstawowe zasady są wystarczająco jasne. Wiemy, co uczyniliśmy i wiemy, o jaką stawkę toczy się gra.

Kolejna zasadnicza różnica jest taka, że w tym przypadku stajemy przed sądem jako wspólnota, a nie tylko jako odrębne jednostki. Nie musimy się narażać na publiczne upokorzenie, stojąc samotnie przed całą resztą z wskazującą na nas dużą, czarną strzałką z napisem OSKARŻONY. Nie – gromadzimy się wspólnie z innymi członkami kongregacji, zarówno z osobami, które już znamy, jak i z nieznanymi nam ludźmi, i wspólnie siedzimy i stoimy, wspólnie czytamy, prosimy i śpiewamy; prawie przez cały czas przemawiamy wspólnie jako społeczność, mówimy „MY zgrzeszyliśmy”, a nie „ja zgrzeszyłem/am”.

Oto gorzka, ale ważna prawda: nie możemy cofnąć tego, co już zostało uczynione. Nie możemy „cofnąć zegarków” o rok. Nie można zaprzeczyć, że ktoś został zraniony, a ktoś inny doświadczył zaś cierpienia fizycznego, stracił posiadany majątek, stracił pracę lub przestał nas kochać. To się już wydarzyło i, jak mawia przysłowie, „różnica pomiędzy Bogiem a historykiem jest taka, że Bóg nie może zmienić tego, co się już wydarzyło”. To, co się stało, to się nie odstanie.  Nie powinno było się stać, być może nie chcieliśmy, aby tak się stało, być może nie spodziewaliśmy się, że tak się stanie, a być może potajemnie chcieliśmy nawet, aby tak się stało, lecz nie spodziewaliśmy się, że sprawa ta wyjdzie na jaw! Ale – to już się stało. Zdarzają się zupełne przypadki oraz sprawy, które wymykają nam się z rąk. Zdarzają się nieporozumienia, jak również celowe ataki oraz umyślne zniewagi i umyślnie wyrządzone krzywdy – działania podejmowane z zamiarem zranienia drugiej osoby w wymiarze fizycznym, psychicznym bądź finansowym. Niekiedy dwie osoby wdają się w spór i OBIE ponoszą porażkę  (zdarza się to o wiele częściej, niż wiele osób zdaje sobie sprawę). A jednak każda ze stron uważa samą siebie za niewinną, za ofiarę.

Tak więc rozpoczynamy, wspólnie, nasz proces tszuwy. Proces powrotu. Powrotu do miejsca, w którym chcielibyśmy się znajdować, powrotu do stanu poprzedzającego wydarzenie się tego, co się zdarzyło. Wiemy, że jest to niemożliwe – ale też nie była to nigdy wystarczająca wymówka, aby nie próbować. Wiemy, że niemożliwe jest samo trwanie przy życiu – nasze organizmy są niekończącym się polem walki zaludnianym przez komórki, wirusy i bakterie. Jesteśmy – z fizycznego punktu widzenia – zaledwie workami wody próbującymi ustać w pozycji pionowej, podtrzymywanymi przez kości, które starzeją się i stają coraz bardziej kruche, przez mięśnie, które chwytają skurcze, przez żyły i tętnice, którym zdarza się powykręcać lub zatkać; workami wypełnionymi narządami, które ulegają nieraz nadwątleniu…. Jesteśmy wystawieni na działanie rozmaitych  żywiołów – a grawitacja jest zaledwie jednym z nich; każdego dnia tyle rzeczy może pójść nie tak jak trzeba i faktycznie, każdego dnia tysiące osób wstaje z łóżka i zaczyna dzień, nie zdając sobie sprawy, że nie dożyją wieczoru, gdy mieli się znów położyć do swoich łóżek. Tak to nieraz bywa. Lecz mimo to wstajemy i rozpoczynamy nasze dni, mając nadzieję, że uda nam się przetrwać i utrzymać przy życiu. Pomimo wszystko. Pomimo głupot, jakie popełniamy, pomimo nieodpowiednich produktów i substancji, które jemy i pijemy bądź którymi oddychamy. Wiemy bowiem, że każdy z nas posiada również duszę – coś, czego nie da się zmierzyć, leczyć ani przywrócić do życia w rozumieniu medycznym.

Wiemy, że ciało nie może żyć wiecznie, że jesteśmy istotami o ograniczonym czasie istnienia, śmiertelnymi, nieustannie podupadającymi na zdrowiu, starzejącymi się, podlegającymi nieustannym atakom zarówno z wewnątrz, jak i z zewnątrz – lecz mimo to dalej robimy swoje. I podobnie jest też z tszuwą – choć wiemy, że powrót do wcześniejszego miejsca jest niemożliwy, to i tak podejmujemy taką próbę i robimy w tym kierunku wszystko, co w naszej mocy.

Bowiem niepodjęcie próby oznaczałoby, że ponieśliśmy porażkę zanim jeszcze  zdążyliśmy na dobre rozpocząć oraz że zdradziliśmy samych siebie oraz innych, którzy na nas polegają i liczą na to, że pojawimy się wraz z nimi w kongregacji.  Zdradzilibyśmy nasze własne dusze.

Życzymy sobie nawzajem „Szana Towa”. ROKU, całego roku… dobrego roku, roku, w którym będziemy dobrzy oraz w którym sami również będziemy doświadczać dobra. Oby każdy z nas zasłużył na zostanie zapisanym w niebiańskich rejestrach sądowych, na zostanie skazanym na: kolejny rok życia.

 Rabin Walter Rothschild

Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *