Tecawe

TECAWE

Beit Warszawa, 15 lutego 2019 – Czytany przez nas w ten szabat fragment Tory pochodzi z drugiej części księgi Szemot (Wyjścia) – część ta składa się w dużej mierze z instrukcji dotyczących wykonywania przedmiotów rytualnych, których przygotowanie nakazał Bóg po katastrofalnym zajściu, gdy lud oddawał cześć bożkowi, złotemu cielcu, tuż po objawieniu na górze Synaj (choć, co może być mylące, to zdarzenie zostało opisane później). Nagle staje się oczywiste, że Izraelici potrzebują czegoś więcej niż tylko abstrakcyjnej koncepcji Boga, obłoku lub boskiego głosu albo też enigmatycznego stwierdzenia „jestem, który jestem”; potrzebują czegoś namacalnego, czegoś co można zobaczyć, mają potrzebę podejmowania jakichś konkretnych czynności.

Jest to typowo ludzka wada, i używam tutaj słowa „wada” z rozmysłem, jako że choć mocno wierzymy w pewne rzeczy, których nie widzimy, lecz które tylko czujemy – takie jak miłość lub strach, to jednak często nie możemy uwierzyć w inne rzeczy, o ile nie mamy przed nosem ich zdjęcia lub modelu. Gdzie byłoby chrześcijaństwo – nawet w odmianie protestanckiej – bez ikon i obrazów karmiącej matki lub mężczyzny przybitego do dwóch drewnianych belek? Gdzie byłby buddyzm bez posążków Buddy? Choć islam podziela żydowski zakaz wykonywania obrazów Boga, istnieje wiele islamskich dzieł sztuki przedstawiających proroków i różnych bohaterów. Interesujący jest fakt, że wielu ultra-ortodoksyjnych Żydów nie widzi problemu w gromadzeniu będących wytworem wyobraźni portretów brodatych i noszących turbany starodawnych rabinów, obrazów przedstawiających stojących przy ołtarzu kapłanów w rytualnych szatach i nakryciach głowy albo nawet miniaturowych modeli zburzonej dawno temu Świątyni. Oczywiście wiemy też, jak duże emocje potrafi wywołać wysoki kamienny mur czy też dość zakurzone, zatłoczone miasto u osób, które poza tym kierują się w życiu racjonalnym podejściem. Ludzie są gotowi umrzeć, aby uratować flagę lub sztandar przed dostaniem się w ręce wroga…. Oddają życie za kawałek kolorowego materiału, ponieważ dla nich symbolizuje on o wiele więcej….

Jest to istotny aspekt prawie wszystkich religii. Osoby niewierzące nie rozumieją potęgi tej symboliki – albo też próbują zastąpić ją czymś innym.

W związku z tym należy uznać, że nasza sidra powinna być rozważana w kontekście szeregu innych sidrot, w których, choć są one dość pomieszane pod względem chronologicznym (do takiego stopnia, że Raszi skomentował, iż w ogóle nie da się zrozumieć sekwencji wydarzeń – „ejn mukdam umeuchar baTora” – w narracji Tory nie ma „przedtem” ani „potem”), znajdziemy opis szczegółowych instrukcji dotyczących kwestii rytualnych. (Jak już wskazywałem, wiąże się z tym pewien poważny problem – a mianowicie taki, że zajście ze złotym cielcem zostało w istocie opisane w rozdziale 32, czyli dopiero w NASTĘPNEJ sidrze!). Pod sam koniec sidry Jitro w rozdziale 20, bezpośrednio po Aseret HaDibrot, Dziesięciu Słowach czy też Dziesięciu Przykazaniach, Bóg ogłasza Mojżeszowi, że Izraelici powinni wybudować tylko bardzo prosty ołtarz z ziemi albo w ostateczności z nieociosanych, nieobrobionych kamieni; że nie wolno im mieć żadnych srebrnych ani złotych bożków i że powinni dopilnować, aby ołtarz nie był zbyt wysoki, tak aby oczom nie ukazywały się żadne nieskromne i wstydliwe widoki, gdy będą nań wchodzić po stopniach. Można odnieść wrażenie, że ktokolwiek pisał te słowa miał w istocie okazję obserwować, jak egipscy kapłani w króciutkich szatach wchodzą po schodach, i w związku z tym dobrze wiedział, o czym mówi. Wszystko miało być skromne i naturalne i – owszem – w gruncie rzeczy abstrakcyjne.

Następnie mamy zaś sidrę Miszpatim, która najpierw koncentruje się na prawie cywilnym, na prawach związanych ze szkodami i własnością (włącznie z posiadaniem ludzi, czyli niewolników), na przypadkowo wyrządzonych szkodach i stratach oraz na aktach uwodzenia. Ale następnie w Wj 22, 17-19 ni z tego, ni z owego mówi się nam: nie pozwól magikowi ani czarownikowi pozostać przy życiu; każdy, kto spółkuje ze zwierzęciem, poniesie śmierć; każdy, kto złoży ofiarę jakiemukolwiek innemu bogowi, będzie podlegać klątwie cherem. Po tej serii alarmujących zakazów i kar przez pozostałą część rozdziału 22 i przez cały rozdział 23 tekst wraca zaś do omawiania kwestii związanych ze sprawiedliwością społeczną. Ale nagle w rozdziale 24 Bóg wzywa Mojżesza, aby wstąpił na górę wraz ze swoim bratem, dwoma najstarszymi bratankami (bez pozostałych dwóch!) i siedemdziesięcioma przedstawicielami starszyzny; następnie Mojżesz buduje ołtarz z pomnikami dwunastu plemion – sziwtej Jisrael, o których w tym miejscu po raz pierwszy wspomina się jako o plemionach – i taka delegacja wspina się na górę i widzi Boga…; urządzają też świąteczny posiłek – i NASTĘPNIE Bóg mówi Mojżeszowi, aby wstąpił na szczyt góry, aby otrzymać kamienne tablice z objawieniem. Co też ów czyni, po czym obłok zakrywa go na czterdzieści dni.

Właśnie w tym momencie przechodzimy do następnej sidry, „Teruma” (rozdział 25), i tutaj Bóg zaczyna od ogłoszenia wytycznych dotyczących sfery rytualnej – składania ofiar oraz budowy przenośnej świętej skrzyni, którą można nosić na drążkach, całej wykonanej z drzewa akacjowego i czystego złota; następnie w rozdziałach 26 i 27 przekazane zostają złożone i szczegółowe instrukcje dotyczące wewnętrznego wyposażenia, zasłon i dywanów, jak również ołtarza, który ma być pokryty miedzią – wszystkie te opisy przypominają nieomalże czasopisma z branży wystroju wnętrz.

Tak więc nasza sidra Tecawe zaczyna się od instrukcji dotyczących oświetlenia, a następnie w rozdziale 28 czytamy o mianowaniu kapłanów (Aharona i, tym razem, wszystkich czterech jego synów) oraz o ich szatach. Następnie w rozdziale 29 zaczyna się opis aktu wyświęcania na kapłanów, oficjalnych szat kapłańskich oraz składanych ofiar, łącznie z codziennymi, składanymi według ustalonego porządku ofiarami stanowiącymi swoistą podwalinę całego rytuału – ołtarz będzie nieustannie używany, lampy będą się palić, ogień będzie płonął przez cały czas, niezależnie od tego, czy swoje ofiary składać będą również poszczególne jednostki.

Poświęciłem dużo czasu na opisywanie całego tego kontekstu, gdyż w naszej opowieści są to bardzo ważne dni i tygodnie dla Izraelitów; „opuścili” Egipt – słowo „opuścili” jest tutaj eufemizmem, jako że zostali z niego jednocześnie wyrzuceni i wyciągnięci siłą – nie opuścili Egiptu z własnej woli – i byli całkowicie zagubieni i zdezorientowani w nowym środowisku, na pustyni; nie wiedzieli, gdzie zmierzają ani co tak naprawdę się dzieje, kto ich prowadzi i dlaczego (Mojżesz był w końcu obcym człowiekiem, który pojawił się nie wiadomo skąd, nie był jednym z nich, nie był kimś, kogo znali i darzyli zaufaniem, nie był osobą, którą wybrali sobie na przywódcę). My, którzy mamy do dyspozycji nasze drukowane Biblie i wiemy, jaki będzie dalszy ciąg tej historii, mamy ogromną przewagę nad biednymi byłymi niewolnikami, którzy zostali uwolnieni od wszystkiego, co znali – od swoich domów, od swojej pracy, jakkolwiek ciężka by ona nie była – i zostali wrzuceni w kompletną pustkę. Rabini tradycyjnie wypowiadali się bardzo lekceważąco o dor hamidbar, o „pokoleniu pustyni”, które było tak bardzo przerażone, zbyt przerażone, aby ruszyć na przód, gdy mu to nakazano; jestem jednak przekonany, że ci z nas, którzy doświadczyli bezpośrednio albo pośrednio któregoś z masowych przemieszczeń ludności bądź przypadków wygnania z własnego domu, jakie miały miejsce w minionym stuleciu, bądź którzy znają historie rodzinne dotyczące tych wydarzeń, powinni mieć dla nich więcej empatii. Po kilkusetletnim pobycie w Egipcie – gdzie ich życie było niezwykle trudne z powodu ciężkiej pracy i prześladowań ze strony państwa, ale przynajmniej wiedzieli, gdzie się znajdują i mieli jedzenie, wodę i domy – teraz znaleźli się nagle po środku pustyni i oczywiście, gdy ustępuje pierwszy szok, zaczynają się głośno domagać wody, jedzenia, schronienia, bezpieczeństwa i przewodnictwa. Wkrótce zaczną spoglądać z nostalgią na dawne dni, gdy byli jeszcze w Egipcie…. Są to normalne uczucia, których doświadczają prawie wszyscy uchodźcy i osoby deportowane. Dom pozostaje domem, nawet jeśli ktoś ci go ukradł i cię z niego wyrzucił.

Jak zbudować naród z motłochu? Jak wprowadzić radykalnie nową religię państwową, która ma zastąpić mnogość starych zwyczajów, przesądów i pozostałości religii egipskiej, które znał do tej pory lud? Jak stworzyć nowy ośrodek kultu, nową kastę kapłańską, nowe zasady składania ofiar, aby zapełnić lukę powstałą po utracie wszystkich starych pewników? Egipt był miejscem, w którym religia była traktowana bardzo poważnie, miejscem wypełnionym świątyniami i grobowcami, ze świętymi posągami i ludźmi, którzy – podobnie jak ci, którzy obecnie postanawiają się poddać kriogenicznemu zamrażaniu – planowali powrócić do życia, gdy nastanie ku temu odpowiednia pora, zaś w międzyczasie byli przechowywani w zmumifikowanym stanie. Władcy spodziewali się, iż będą w dalszym ciągu rządzić nawet po swojej śmierci i oczekiwali też, że będą mieli pod ręką swoje meble i swoją służbę, tak by mogli w dalszym ciągu cieszyć się komfortowymi warunkami. Byli statyczni, a nie dynamiczni. Lecz teraz lud Izraela będzie się musiał zadowolić przenośnym sanktuarium i brakiem stałego miejsca pobytu aż do czasu, gdy dotrą do ziemi opisywanej mgliście jako „przyobiecanej waszym przodkom”.

Zauważalny i nieraz frustrujący jest sposób, w jaki tekst Tory oscyluje gwałtownie pomiędzy stanowczymi ogólnymi zasadami – najpierw nakazuje: „Miłuj Boga! Szanuj swoich rodziców! Przestrzegaj szabatu!”, zaś następnie pogrąża się obsesyjnie w omawianiu drobnych, zawiłych szczegółów dotyczących ubrań kapłanów, ilości oliwy, jaka ma zostać wymieszana z mąką czy też tym, ile dokładnie baranków wymaganych jest do jakiegoś rytuału. Czy to wszystko naprawdę jest ważne? Czy Bóg by się zdenerwował, gdyby w pierwszym wersecie 29 rozdziału ktoś złożył w ofierze tylko jednego baranka, a nie dwa? Czy cały system by się rozpadł, gdyby w 42 wersecie 28 rozdziału jeden z kapłanów zapomniał jakiegoś elementu swojej bielizny? Bądź gdyby w 9 wersecie 30 rozdziału w kadzidle zabrakło jednego ze składników?

Cóż – i tak, i nie. Nie mija dużo czasu, nim dwóch z kapłanów, niedoświadczonych i może nazbyt pewnych siebie, ulega spaleniu w wyniku popełnionego przez siebie błędu. Tekst zdaje się sugerować, iż był to raczej wypadek aniżeli kara, ale nawet taki scenariusz pokazuje, iż owe regulacje powinny być traktowane poważnie i że należy ich ściśle przestrzegać. Ponadto nakazy te spełniają również inną ważną rolę – mają sprawić, że ludzie nie będą się już czuli tak bardzo osamotnieni. Raczej niż patrzeć wstecz w poszukiwaniu bożej pomocy, powinni spoglądać w górę; zamiast myśleć o bogach tam, w Egipcie, powinni mieć nieustannie świadomość istnienia Boga, który jest obecny pośród nich, w obozie. Będą w dalszym ciągu mieli boskiego partnera, z którym będą mogli porozmawiać w sytuacji, gdy poczują się przestraszeni, gdy będą mieli jakieś pytania, gdyby mieli jakieś konkretne życzenia lub gdyby odczuwali wdzięczność lub poczucie winy. Ci ludzie nigdy nie czytali Księgi Rodzaju, mają niewielką wiedzę o wcześniejszych wydarzeniach i pokoleniach, nawet jeśli zabrali z sobą zmumifikowane ciało Józefa. Bóg dużo od nich wymaga i z psychologicznego punktu widzenia nie są jeszcze gotowi na wykonanie następnego poważnego kroku naprzód. Zakrzyknięcie „naase weniszma!” – „uczynimy i wysłuchamy!” to jedna sprawa – jednak czymś zupełnie innym jest przemierzenie pustyni Synajskiej w celu dotarcia do kraju, który, jak donoszą ich zwiadowcy, jest dobrze ufortyfikowany i zamieszkały przez olbrzymów.

Są to ludzie, którzy przez całe swoje życie byli niewolnikami, którzy nigdy nie przeszli wojskowego przeszkolenia, którzy wprawdzie odnieśli zwycięstwo nad jednym nomadycznym plemieniem Amalekitów, lecz poza tym nie mieli w tym zakresie żadnego doświadczenia. Przez całe ich życie mówiono im, co mają robić, zaś teraz słyszą, że mają zaufać niewidzialnemu Bogu oraz że mają podejmować decyzje!

Tak więc czytana w tym tygodniu sidra stanowi część ważnego etapu przejściowego w historii ludu Izraela. Po dwóch dramatycznych wydarzeniach –  przejściu przez morze oraz chwili, gdy głos przemówił z obłoku unoszącego się nad górą, następuje powrót do zwyczajnej rzeczywistości i pojawia się potrzeba ustanowienia nowych porządków, nowych rytuałów.

A my? Czy jesteśmy od nich lepsi? Czy potrafimy modlić się do Boga bez specjalnych, ozdobionych budynków i specjalnego, wykwalifikowanego personelu, który otrzymał ordynację i odziany jest w skomplikowane szaty? Czy jesteśmy gotowi ruszyć naprzód ku nieznanej przyszłości, czy potrafimy zaufać, czy potrafimy odnaleźć w sobie nadzieję?

Możemy czytać stare teksty i patrzeć, jakie działania podejmowano wówczas, jak moglibyśmy jednak odnieść te lekcje do naszego własnego życia i do naszych własnych czasów? Czy potrafimy oddzielić ogólne zasady dotyczące moralności i człowieczeństwa od nieomalże neurotycznej obsesji na punkcie rytuałów i szczegółów? Kilka tygodni temu odwiedziłem synagogę, w której odgrodzone niczym w klatce kobiety wyciągały ręce ku Sefer Tora, podczas gdy mężczyźni obnosili zwój dookoła, a następnie przybliżały dłonie do ust i całowały je – było to najbliżej, jak tylko mogły się zbliżyć do owego tajemniczego, niewidzialnego Boga, którego obecność wyczuwały, lecz którego nie mogły jednak dosięgnąć. Zamiast siedzieć z otwartym chumaszem i czytać tekst Tory w dowolnym języku, w oryginale czy też w tłumaczeniu, potrzebowały i pragnęły raczej nie-fizycznego kontaktu z jakimiś niewidzialnymi promieniami rozchodzącymi się od ściśle zwiniętego, zamkniętego i przykrytego pergaminu. Patrzyłem ze smutkiem i czułem, że był to swoisty ważny symbol świadczący o potrzebie zidentyfikowania się raczej z Sefer aniżeli z Torą. Są osoby, które wypowiadają się autorytatywnie w kwestii dokładnego sposobu, w jaki należy nosić tfilin oraz w którym miejscu powinny się znajdować wiązania, zastanawiam się jednak, kiedy ostatnio czytały one zamieszczone w nich teksty.

W następnych sidrot wątek budowania infrastruktury niezbędnej do odprawiania rytuałów będzie kontynuowany i również w księdze Wajikra poświęca się dużo uwagi sposobom korzystania z tej infrastruktury, ale dopiero o wiele później prorocy przypomną nam, że sam rytuał nie wystarczy, że świątynie mogą zostać utracone i zniszczone – i zasłużenie – jeśli religia stanie się zaledwie kwestią rutynowego przyzwyczajenia pozbawionego jakiejkolwiek wewnętrznej treści. Jest to wyzwanie, z którym mierzą się wszystkie religie, we wszystkich czasach. My nie jesteśmy wyjątkiem.

Szabat Szalom,

Rabin dr Walter Rothschild

Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *