Dewarim

Przewodnik po modlitwie dla ateisty

Refleksja nad paraszą Dewarim

Menachem Mirski 

Modlitwa stanowi ważny wyraz uczuć religijnych oraz relacji człowieka z Bogiem. Przypuszczalnie każda religijna osoba zadała sobie następujące pytanie: ile modlitwy potrzebuję w moim życiu i czy wzmacnia ona moją więź z Bogiem? Może być wiele odpowiedzi na to pytanie. Jedno możliwe podejście jest następujące: muszę dokonać tszuwy, zbliżyć się do Boga i wykorzystać religię, żeby zorganizować moje życie, bo kiedy pozwalam, żeby to świat rządził moim życiem, przynosi mi to chaos i cierpienie i pozbawia mnie poczucia sensu. Alternatywnie można też myśleć następująco: muszę się skupić na działaniu, a nie na modlitwie. Nie potrzebuję spędzać tak dużo czasu w synagodze i nie potrzebuję cały czas się modlić. Już się nauczyłem tego, co jest mi potrzebne, a teraz nadszedł czas na działanie!

Czytana w tym tygodniu porcja Tory sugeruje tę drugą odpowiedź:

Pan, nasz Bóg, przemówił do nas na Horebie: Już dosyć waszego pobytu na tej górze. Wyruszcie więc i idźcie w stronę gór Amorejczyków i do wszystkich ich sąsiadów w Araba, na pogórzu i na nizinie, w Negebie i na wybrzeżu morza, do ziemi Kananejczyków i Libanu, aż do wielkiej rzeki, rzeki Eufratu.  Oto przekazałem wam tę ziemię, która jest przed wami. Wejdźcie do niej i weźcie w posiadanie tę ziemię, którą Pan przysiągł dać waszym ojcom, Abrahamowi, Izaakowi, i Jakubowi oraz ich potomstwu po nich. (Pwt 1, 6-8)

Objawienie na Synaju dobiegło już końca. Izraelici otrzymali swoje wytyczne.  Teraz nadszedł czas, żeby iść i wdrożyć w życie boży plan. Czy jednak nakazuje im się, żeby porzucili duchowość, podbili ziemię i zajęli się wyłącznie praktycznymi sprawami? Nie, w żadnym wypadku. Bóg będzie im towarzyszył przez całą ich misję i po jej zakończeniu. Wytyczne, jakie otrzymali na Synaju wyraźnie wymieniają ich obowiązki wobec Boga, takie jak przestrzeganie Jego praw, szabatu, składanie mu ofiar etc. Będą na zawsze Jego świadkami, a On będzie ich świadkiem.

Nierzadko słyszy się dziś, jak ludzie wyjaśniają, że nie są religijni, ale są „oświeceni” czy też „uduchowieni”. Wyjaśniają, że nie potrzebują modlitwy ani nawet Boga, ponieważ, jak mówią, wystarczy „żyć w harmonii z wszechświatem”, twierdząc tym samym, że „hipoteza o istnieniu Boga” jest zbędna. Owszem, wszyscy wiemy, że sama modlitwa nie wystarczy w życiu i że aby cokolwiek w życiu osiągnąć potrzebne jest działanie. Ale czy modlitwa naprawdę nie jest konieczna? Przyjrzyjmy się temu w praktyce. Wyobraźmy sobie, że mam perspektywy na awans w pracy. Modlę się o to do Boga, ale wiem też, że nie dostanę awansu bez mojej ciężkiej pracy. A więc poza samymi modlitwami ciężko pracuję, żeby zrobić dobre wrażenie na moim szefie. Co, jeśli dostanę ten awans? Czy stanie się to dzięki bożemu błogosławieństwu, czy po prostu w efekcie mojej ciężkiej pracy? A co, jeśli nie dostanę awansu? Czy nie było to po prostu wolą Boga? Idąc jeszcze o krok dalej, jeśli wierzymy, że wszystko i tak dzieje się z powodu bożej woli, to…. po co w takim razie się modlić? Czy nie lepiej byłoby po prostu pracować w harmonii ze wszechświatem i po prostu zebrać to, na co sobie zapracujemy?

Omówmy najpierw dwa błędne założenia na temat modlitwy (błagalnej) obecne w powyższym argumencie. Po pierwsze, osoba głosząca taką tezę błędnie postrzega modlitwę jako coś magicznego, wierząc, że możemy wpływać na rzeczywistość przy pomocy samych słów i myśli, a Bóg jest zaledwie pewnym elementem w tym procesie. Kolejne błędne założenie jest takie, że jako iż nie możemy zmierzyć dokładnego wpływu bożych działań, to nie odgrywają one żadnej roli w całym tym procesie.

Czasem faktycznie mamy poczucie, że nie potrzebujemy modlitwy, aby coś osiągnąć. Stojące przed nami zadanie jest jasne i wszystko wydaje się zależeć od nas samych. Ale są też inne sytuacje, kiedy czujemy, że modlitwa jest konieczną częścią procesu. W takich sytuacjach zwykle wiemy, że zakładany przez nas cel  jest osiągalny, ale jednocześnie mamy świadomość, że po drodze możemy natrafić na pewne przeszkody i komplikacje, które będziemy musieli przezwyciężyć.  Często nie wiemy, jakie będą to przeszkody i mamy świadomość, że nie wszystko zależy od nas. Właśnie wtedy potrzebujemy modlitwy, aby się upewnić, że pomimo przeszkód osiągniemy nasz cel.

A co z tymi, którzy nie wierzą w żadną siłę wyższą? Dlaczego mieliby się modlić? Okazuje się, że modlitwa ma swoistą magiczną moc – jej cudowna właściwość polega na jej zdolności do okiełznania umysłu. Modlitwa jest wspaniałym źródłem siły i motywacji. Pomaga osiągnąć odpowiednie nastawienie i nadać rzeczom odpowiedni priorytet. Dzięki osiągnięciu odpowiedniego nastawienia i wyznaczaniu odpowiednich priorytetów unikamy prokrastynacji. Dzięki modlitwie nie zbaczamy z właściwej drogi i nie poddajemy się. Modlitwa zapewnia nas nieustannie, że cel, jaki chcemy osiągnąć, jest wartościowy i znaczący i że wszystkie przeszkody, z jakimi będziemy się mierzyć przestaną istnieć i na końcu naszej wędrówki nie będziemy nawet o nich pamiętać. Modlitwa przy wsparciu rozumu i doświadczenia czyni nas bardziej ostrożnymi i wrażliwymi oraz chroni nas przed popełnieniem oczywistych błędów.

Co więcej, modlitwa pobudza nas też niezwykle do samorefleksji: dlaczego nie udało mi się osiągnąć tego albo tamtego? Często bywa tak, że powody, dla których nie udało mi się czegoś osiągnąć, leżały w rzeczywistości we mnie samym, a nie we wszechświecie. Myślałem, że wszechświat sprzysiągł się przeciwko mnie, ale po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że główne przeszkody leżały w rzeczywistości we mnie samym: w moich nawykach, w moim zachowaniu, w moich niewłaściwych priorytetach, w złym zarządzaniu czasem, w mojej hierarchii wartości, w wyborze przyjemności, za którymi goniłem, w moim błędnym myśleniu, w mojej arogancji, w moim braku wiary, w moim lenistwie albo niewiedzy. Modlitwa ułatwiała i dalej ułatwia korzystanie z takiej mądrości życiowej, jaką udało mi się osiągnąć. Regularna modlitwa pomaga wyeliminować przeszkody obecne w nas samych, przeszkody, które są często bardziej istotne niż obiektywne wyzwania, z jakimi się zmagamy. W kontekście modlitwy zadajemy sobie też pytania na temat tego, co udało nam się osiągnąć i co chcielibyśmy osiągnąć. Są to ważne pytania na każdym etapie życia i są to pytania, nad którymi powinniśmy się regularnie zastanawiać. Regularna modlitwa najzwyczajniej sprzyja tego rodzaju wewnętrznej analizie.

Modlitwa jest też niezwykle pomocna, kiedy doświadczamy porażki. Kiedy ta więź jest wspierana przez rozum i doświadczenie, wyjaśni nam powody naszej porażki i pozwoli nam odkryć stojące za nią znaczenie.

W końcu i przede wszystkim każda modlitwa łączy nas z Bogiem i z systemem moralnym będącym naszym punktem odniesienia. Więź ta mówi nam, że w naszym życiu i w naszych celach nie chodzi tylko o nas samych.

Modląc się, uczymy się kontrolować nasze wewnętrzne życie duchowe. Kontrolowanie naszego życia wewnętrznego jest kluczowe, abyśmy mieli prawdziwą kontrolę nad naszym życiem i nad okolicznościami, w jakich żyjemy. Rzeczy, które „nam się przytrafiają” są często w rzeczywistości połączeniem zarówno niezależnych, obiektywnych okoliczności, jak i naszej reakcji na te okoliczności. Im bardziej przemyślane i znaczące są nasze odpowiedzi, tym większą zyskujemy władzę nad okolicznościami i ich konsekwencjami. W ten sposób poszerzamy granice naszej wolności. Poprzez modlitwę możemy zacząć rozumieć złożony charakter sytuacji, z jakimi się mierzymy oraz wynikające z nich pozytywne i negatywne konsekwencje.

To właśnie brak wiary i bliskiego kontaktu z Bogiem opóźniły wejście Izraelitów do Ziemi Obiecanej o 40 lat. A zatem każde wezwanie do działania powinno być rozumiane jako wezwanie do działania wraz z modlitwą. Szczera modlitwa poprawia jakość naszych działań i naszych doświadczeń. I każda modlitwa zostaje w taki czy inny sposób wysłuchana.

Szabat szalom!

Menachem Mirski- student rabinacki w Ziegler School of Rabbinic Studies, American Jewish University, Los Angeles, USA

Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka

Raz jeszcze o potrzebujących

Raz jeszcze o potrzebujących

Menachem Mirski

Dzisiejszą draszę rozpoczniemy od przeanalizowania kilku następujących po sobie wersetów Księgi Dewarim (Powtórzonego Prawa), wchodzących w skład porcji Tory przeznaczonej na szabat w 8 dzień święta Pesach:

Tylko, że nie powinien być wpośród ciebie ubogi, gdyż błogosławić ci będzie Wiekuisty na ziemi, którą Wiekuisty, Bóg twój, oddaje tobie w posiadanie, abyś władał nią. Jeżeli tylko słuchać będziesz głosu Wiekuistego, Boga twego, starając się spełniać wszystkie te przykazania, które przykazuję ci dzisiaj.

(Dewarim 15:4-5, tłum. I. Cylkow)

Gdyby zaś był u ciebie ubogi, którykolwiek z braci twoich, w jednem z miast twoich, na ziemi twojej, którą Wiekuisty, Bóg twój, oddaje tobie – nie zatwardzaj serca swojego, ani nie zawieraj ręki twojej przed bratem twoim ubogim.

(Dewarim 15:7, tłum. I. Cylkow)

Ponieważ nie zabraknie ubogich na ziemi, przeto przekazuję ci, mówiąc: otwierać otwieraj rękę twoję bratu twojemu, biednemu i ubogiemu twojemu na ziemi twojej.

(Dewarim 15:11, tłum. I. Cylkow)

Czyżby powyższe wersety były logicznie niespójne? W hebrajskim tekście wydaje się to być bardziej jaskrawe, w wersecie 15:4 jest לֹא יִהְיֶה־בְּךָ אֶבְיוֹן  – (lo jihje beha ewjon) – co można dosłownie przetłumaczyć jako Nie będzie wśród ciebie ubogiego, potem, w wersecie 15:7 mamy

כִּי־יִהְיֶה בְךָ אֶבְיוֹן (ki jihje beha ewjon) a więc: Jeśli (lub ponieważ) będzie wśród ciebie ubogi, na końcu zaś mamy כִּי לֹא־יֶחְדַּל אֶבְיוֹן – (ki lo jehdal ewjon) czyli Nie zabraknie ubogiego… Oczywiście, wszystkie te zdania wyrażone są w trybie niedokonanym (bowiem w hebrajskim biblijnym nie mamy czasu przeszłego i przyszłego sensu stricto, jedynie aspekty niedokonany/dokonany), a ów tryb służy nie tylko opisu wydarzeń w czasie przyszłym, lecz także jako tryb przypuszczający, modalny i polecający, dzięki czemu powyższe tłumaczenie tych wersetów jest adekwatne.

No dobrze, ale jak to jest z tymi ubogimi i potrzebującymi? Będą oni istnieć w społeczeństwie, którego funkcjonowanie oparte jest na boskim prawie, czy nie będą? Wytłumaczenie tej pozornej niespójności wydaje się być proste: otóż rzecz się rozbija o słowa „Jeżeli tylko słuchać będziesz głosu Wiekuistego…” z wersetu 15:5. Wszystko wskazuje na to, że mówiący ustami Mojżesza Bóg od razu zakłada, że system Jego praw nie będzie działał idealnie, z uwagi na ludzki komponent będący kluczowym elementem całego systemu. Mamy tu więc całe spektrum możliwości, w którym ilość osób potrzebujących w społeczeństwie jest zależna od tego w jakim stopniu przestrzegane jest w nim boskie prawo, od poziomu wrażliwości społecznej i tego, w jaki sposób to społeczeństwo jest rządzone.

Temat oczywiście aktualny, bowiem nie ma na świecie społeczeństwa bez biednych i potrzebujących, jedynie proporcje są tutaj różne. Dlaczego jednak troska o potrzebujących jest ważna zawsze i wszędzie? Ponieważ jej brak, w dłuższej perspektywie, prowadzi do wzrostu poziomu społecznej frustracji, postaw resentymentu, a to z kolei stanowi grunt dla erupcji wszelkiego rodzaju postaw negatywnych, nienawistnych, fanatycznych. To, w konsekwencji, prowadzi do rozpadu więzów społecznych, zwłaszcza gdy dochodzi do ostrej, społecznej polaryzacji pomiędzy grupami, czy to realnej, czy wymyślonej przez polityków-demagogów, mających za cel przejęcie władzy – efekt będzie, z grubsza, ten sam. Największe niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, gdy granice klasowe zaczynają się pokrywać z granicami rasowymi, narodowościowymi czy religijnymi w danym społeczeństwie.

Jak powinniśmy pomagać potrzebującym? Nie będę wnikał w kwestie polityczne i systemowe, bowiem żaden jak dotąd wymyślony system polityczny sobie z tym tak naprawdę nie radzi, dlatego też tym większa odpowiedzialność spada na nasze barki. Ponadto najskuteczniejsza pomoc może zaistnieć tylko pomiędzy indywiduami, nie zaś grupami ludzkimi – w tym drugim przypadku bardzo często otwieramy pole do wszelakich nadużyć. Jak więc pomagać? Tora przykazuje nam dwie rzeczy: nie zamykać serca oraz nie zamykać dłoni przed potrzebującymi. Nie zamykać serca to znaczy posiadać wrażliwość na los słabszych i potrzebujących. Wysłuchać ich, poświęcić im odrobinę czasu, by zaznajomić się z ich problemami, historią itd. To może być – i bardzo często jest – dobra lekcja dla nas wszystkich, zwłaszcza dla wszystkich tych, którym się w życiu powodzi. Nie zamykać dłoni nie musi natomiast koniecznie oznaczać pomocy materialnej, można ją rozumieć szerzej, jako aktywą pomoc przez podjęte działania.

Przede wszystkim musimy znać przyczyny, dla których dana osoba znalazła się w trudnym położeniu, gdyż tutaj nie ma żadnej reguły, bowiem losy ludzkie stanowią szerokie spektrum zdarzeń. Na jednym krańcu owego spektrum są ludzie, którzy znaleźli się w trudnym położeniu na skutek nieszczęśliwych wydarzeń, jak śmierć kogoś bliskiego, wypadek, katastrofa itd., którzy funkcjonowali dobrze w społeczeństwie zanim przydarzyło im się nieszczęście. Na drugim końcu spektrum są ludzie, którzy sami zapracowali sobie na swoje trudne położenie, którzy nigdy naprawdę nie funkcjonowali właściwie wśród innych ludzi. W każdym innym przypadku, pomagać należy inaczej. W przypadkach ludzi dobrze funkcjonujących w społeczeństwie niezbędna pomoc bywa zwykle doraźna, krótkotrwała i niewymagająca wielkich wyrzeczeń z naszej strony, ani brania specjalnej odpowiedzialności za nich. W przypadku ludzi źle funkcjonujących jest to rzecz dużo bardziej skomplikowana. Pierwszą rzeczą, którą należy uczynić, to pomóc im naprawić ich złe funkcjonowanie, którego przyczyny mogą być bardzo rozmaite, by nie doprowadzić do sytuacji, że poprzez pomoc „utwierdzamy” kogoś tak naprawdę w złej sytuacji. Później, w zależności od skali problemu, musimy ocenić skalę odpowiedzialności, której wzięcia wymaga od nas dana sytuacja. Jeśli ta odpowiedzialność okazuje się dla nas zbyt wielka, do tego stopnia, że zagraża porządkowi w naszym życiu, mamy prawo, z czystym sumieniem, pomocy odmówić.

A ponieważ sądzę, że każdy zasługuje na pomoc (a przynajmniej na szansę jej otrzymania, bowiem jest ostatecznie prawdą, że fortuna kołem się toczy i nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć położenia, w jakim może się znaleźć w przyszłości) zanim zdecydujemy się komukolwiek pomóc, zawsze zaznajomijmy się z przyczynami położenia osoby, której pomagamy, z jej historią. To właśnie z tego powodu, jak sądzę, Tora mówi najpierw o niezamykaniu serca, a potem o niezamykaniu dłoni, a nie na odwrót. Postępując w ten sposób, w tej kolejności, będziemy w stanie realnie ocenić, czy i w jaki sposób jesteśmy w stanie pomóc danej osobie, a w konsekwencji żyć z czystym sumieniem, jeśli komuś pomocy odmówimy.

Szabat szalom,

 

Menachem Mirski