Dwar Tora Nicawim 2022

Dwar Tora Nicawim 2022

 

Rabinka dr Barbara Borts

 

Jak wszyscy dobrze wiedzą, królowa Elżbieta II zmarła na początku tego miesiąca. Nie jestem monarchistką – wychowywałam się w najbardziej republikańskim ze wszystkich krajów, w USA, a kiedy zostałam Brytyjką i dano mi do wyboru złożenie przysięgi albo potwierdzenie lojalności, wybrałam tę drugą opcję. Wiem, że wiele osób nie chciało przechodzić tutaj procesu naturalizacji, bo nie chcieli być poddanymi, lecz obywatelami. Pomimo to niesamowite wydaje mi się, że królowa rozpoczęła swoje panowanie w roku, w którym ja się urodziłam, i przyznaję, że łezka zakręciła mi się w oku, gdy w tygodniu żałoby po jej śmierci oglądałam różne nagrania z jej udziałem.

Księga Powtórzonego Prawa jest tekstualnym odpowiednikiem tych nagrań – historią Mojżesza i jego służby ludowi, jego wzlotów i upadków. Prowadzi nas to do [paraszy] Nicawim, Wajelech i Haazinu, do śmierci Mojżesza i powszechnej żałoby. I do szeptu wybiegającego w przyszłość – „umarł król, niech żyje król”.

Mojżesz wkracza do naszej historii w zaskakujący sposób, wykazując się wielką odwagą, gdy – pomimo iż był członkiem rodziny królewskiej, a zatem kimś bogatym i uprzywilejowanym – upomniał się o niewolników i sprzeciwił się ich niesprawiedliwemu traktowaniu. Odbywa mistyczne spotkanie z Bogiem i zostaje powiadomiony o swojej misji życiowej, którą skromnie próbuje odrzucić, a którą potem z odwagą przyjmuje. Mówi władzy prawdę prosto w twarz w imieniu cierpiących Izraelitów, aby przekonać faraona do zezwolenia na ich odejście; następnie skupia swoje wysiłki na przekonaniu ludu, aby uwolnił się od służalczego nastawienia, zobowiązał się czcić Boga i został świętym ludem.

Jak czytamy, jego życie bywało często koszmarem. Był przywódcą zarazem  w wymiarze administracyjnym i prawodawczym – wszystko w jednym – pośrednikiem między ludem a Bogiem, terapeutą pomagającym mediować pomiędzy lękiem, rozpaczą i powierzchownością ludu. Spoczywała na nim również ogromna odpowiedzialność spotykania Boga ponim el ponim, twarzą w twarz. Nie znajdziemy opisów przedstawiających, jak bawi się z psami albo śmieje się z przyjacielem. Nawet relacje z własną rodziną nie były bezproblemowe.

Po tym wszystkim, co przeszedł, aby dotrzeć na skraj pustyni, dlaczego nie pozwolono mu poprowadzić ludu do ziemi [obiecanej]? Zwykle jako powód podaje się fakt, iż tracił nad sobą panowanie w kontaktach z ludem oraz okazał nieposłuszeństwo Bogu przy wodach meriwa. Zastanawiam się jednak, czy nie chodzi o coś prostszego. Nowe okoliczności historyczne wymagają innych umiejętności przywódczych i świeżej perspektywy. Tak jak królowa pełniła służbę w czasach wojny i imperium, tak Mojżesz służył w czasie wyjścia z Egiptu i objawienia. Przez wzgląd na przyszłość Mojżesz musiał odsunąć się na bok, tak aby lud sam wziął odpowiedzialność za siebie i swoją relację z Bogiem, jak to ogłosili ponownie w przededniu swojego wejścia [do ziemi]. Wraz z Jozuem, który nie był ani prorokiem, ani nauczycielem, dla ludu pojawił się nowy potencjał.

Coś podobnego można moim zdaniem powiedzieć o królowej. Wywołałam lekką kontrowersję, gdy napisałam na Facebooku, że – choć przyznałam, że Elżbieta „królowała” nadzwyczaj dobrze i była dobrą, godną podziwu przywódczynią – to moim zdaniem jest to dobra okazja, aby pochować monarchię jako taką. Postąpiłam niczym prorok Samuel, który ostrzegał przed wprowadzeniem monarchii. W swoich komentarzach wiele osób przekonywało, że naród może mieć albo monarchę, albo prezydenta, czemu towarzyszyły wyrażone i niewyrażone obawy, że opcja „prezydencka” nieuchronnie skończy się kimś w rodzaju Trumpa. Utrzymywali, że monarchia pełni żywotną rolę w zapobieganiu takiemu scenariuszowi. Jak się okazuje, ludzie chcą przywódców – nie, tak naprawdę chcą superbohaterów, gwiazdorów, wybitnych sportowców i mesjaszy oraz tych, których rabin Jack Bloom nazwał Symbolicznymi Wzorami: przywódców, którzy są odbierani i traktowani niczym zamienniki dla żydowskiej tradycji, a nawet dla Boga, i od których oczekuje się stosownego do tej roli zachowania.

Wiele osób obdarza wyidealizowanego „innego” władzą, aby nadać sens życiu, aby umieścić jasność, stabilność i odpowiedzi w owym „kimś”; ma to pomóc zrozumieć świat, który często bywa niezrozumiały. Jak napisał mi mój przyjaciel rabin Richie Address, „obawiamy się wiedzy o tym, że jesteśmy sami i że to, jak pokierujemy naszym życiem, w dużej mierze spoczywa w naszych rękach”. Wszystko jest lepsze od pełnego zmierzenia się z fundamentalnymi pytaniami o to, jak odnaleźć sens życia, ponieważ – mocno w to wierzę – nie ma żadnego sensu a priori, a tylko taki, który sami wyznaczymy i stworzymy. A to ciężka praca, która bywa bolesna i przerażająca.

A co w takim razie z Mojżeszem, gdy odwiedzamy go tuż przed jego śmiercią? Wizja Mojżesza przypominała wizję królowej, jako że związana była z imprimatur boskiego wezwania – w jej przypadku odziedziczonego, zaś w jego przypadku nadanego; żadne z nich nie zostało „wybrane” w demokratyczny sposób. Oboje byli skromni, oboje zaprzysięgle religijni. Oboje byli bardzo starzy. I oboje ciężko pracowali aż do śmierci.

Mojżesz dostał misję do wypełnienia – wyprowadzić lud z Egiptu i zaprowadzić go na Synaj, aby przyjął przymierze z Bogiem. A stamtąd miał poprowadzić ich do przyobiecanej im ziemi. W paraszy Nicawim gromadzi lud i prosi Izraelitów, aby potwierdzili na nowo swoje przymierze z Bogiem, co też uczynili – czasownik „nicaw”  oznacza „umieścić się w jakiejś pozycji”, czynną decyzję, aby umieścić się w jakimś położeniu raczej niż po prostu biernie się tam znajdować. Następnie Mojżesz umiera, a Tora mówi nam, że miejsce jego pochówku jest nieznane, nie wspominamy o nim też w hagadzie pesachowej – wszystko to w celu zapewnienia, że nie umieścimy istot ludzkich, jak bardzo by na to nie zasługiwały, w centrum naszych praktyk religijnych. Nawet Mojżesza! A kto lepiej niż wy w Polsce rozumie zagrożenia płynące z postawienia człowieka w centrum narodu – wystarczy tylko spojrzeć na Putina albo nieco dalej, na Hitlera, aby zrozumieć drugą, czarną stronę charyzmatycznego przywództwa. ‎ ‎

O królowej mówi nam się, że zjednoczyła naród i inspirowała ludzi, ale czy faktycznie tak było? Czy było to w ogóle możliwe? Mogła być podziwiana i kochana, ale Zjednoczone Królestwo jest na skraju katastrofy, rozdarte przez głosowanie w sprawie Brexitu oraz przez schizmy pomiędzy Północą (tam gdzie mieszkam) a Południem. Szkocja może wciąż się odłączyć, w Północnej Irlandii znów trwają zawirowania, również z powodu problemów związanych z Brexitem. Szerzy się ksenofobia, której ofiarami padają często Polacy. I tak dalej.

Czy Mojżesz odniósł sukces? Spójrzmy na lud żydowski. Czy zjednoczyliśmy się już w ramach naszego świata religijnego, czy jesteśmy oddani najwyższym wartościom? Chciałabym, aby tak było, ale z pewnością tak nie jest.

Biorąc to wszystko pod uwagę, kwestionuję podstawową koncepcję, jakobyśmy potrzebowali inspiracji ze strony symbolicznych wzorów do naśladowania, królowych czy nawet proroków. Nieżyjący już rabin Jonathan Sacks napisał: „Pod koniec życia Mojżesz dostrzegł poważną porażkę swojego przywództwa. Wyprowadził Izraelitów z Egiptu, ale nie wyprowadził Egiptu z Izraelitów. Zmienił los swojego ludu, ale nie zmienił jego charakteru… Dopóki jest jakiś Mojżesz dokonujący cudów, ludzie nie muszą brać odpowiedzialności za samych siebie….[1]

Właśnie takie jest straszliwe zadanie na zbliżające się Wielkie Święta – wziąć odpowiedzialność za samego siebie. Koncepcja ta ma swoje granice, o czym będę mówić w Rosz Haszana. Ale właśnie takie wydaje się być żarliwe pragnienie Mojżesza u kresu jego życia: „Nie jest ono na niebie, lecz jest w twoich ustach, abyś je czynił; wybierz życie”. Istnieje często cytowany midrasz, którego puentą jest stwierdzenie, że kiedy zjawisz się w olem habo, w przyszłym świecie, nie zapytają cię, dlaczego nie byłeś Mojżeszem, ale dlaczego nie byłeś sobą.

Gdy pisałam te słowa, zwiększyła się jeszcze moja nieufność do koncepcji figuranta mającego być źródłem inspiracji. Przeczytałam jednak kolejny przekonujący fragment autorstwa rabina Jonathana Sachsa, w którym przedstawia argumenty za przeciwnym stanowiskiem. Stwierdził: „W przypadku religii takiej jak judaizm, z tak wieloma jednoznacznymi zasadami… pojawia się niebezpieczeństwo, że możemy zapomnieć o tym, iż są sfery życia, w których nie ma zasad, lecz tylko wzory do naśladowania, ale które nie są przez to mniej znaczące z religijnego punktu widzenia…. Są podręczniki w formie książek oraz podręczniki-ludzie. O cnotach uczymy się w mniejszym stopniu poprzez formalne wytyczne, a raczej znajdując cnotliwych ludzi i obserwując, jak żyją. Czasem odgrywamy ważną rolę nie tyle tym, co robimy, ile przez to, kim jesteśmy”.[2]  I pomyślałam, że może jednak ci, którzy zdobyli sławę, tacy jak Marek Edelman albo David Attenborough, są godni naśladowania.

Zadanie pozostaje wciąż takie samo i niezależnie od tego, czy będą nas motywować Mojżesz, królowa Elżbieta, Edelman albo Attenborough czy też  nasze własne doświadczenia religijne albo lektura inspirującego tekstu, ostatecznie to poszczególne jednostki muszą wziąć odpowiedzialność za to, co robią w życiu i umieścić ją w swoim wnętrzu – właśnie takie jest przesłanie tych dni pokuty. W przeciwnym wypadku wciąż zbyt łatwo jest wymachiwać flagą, a potem głosować przeciwko wpuszczaniu imigrantów, albo dokładnie analizować swoje pożywienie, lecz potem obrażać drugiego człowieka. Położyłem dziś przed tobą…

[1] Rabin dr Jonathan Sacks

[2] Ibid. To Heal a Fractured World, s. 239

 

                                                                    Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka

 

 

 

 

 

 

 

Szoftim

Polityka oraz prawda

Refleksja nad paraszą Szoftim

Menachem Mirski 

Sędziów i urzędników ustanowisz sobie we wszystkich bramach twoich, które Wiekuisty, Bóg twój, da tobie w pokoleniach twoich, aby sądzili lud sądem sprawiedliwym. (Pwt 16:18, pierwszy werset paraszy Szoftim).

Istnieją trzy klasyczne teorie prawdy, definiujące zarazem czym jest prawda. Pierwsza z nich, sformułowana przez Arystotelesa, mówi, iż prawdą jest to, co jest zgodne z rzeczywistością. Brzmi to dość oczywiście. Definicja ta jest oczywiście logicznie poprawna – w końcu sformułował ją jeden z “ojców założycieli” logiki, jako nauki ścisłej. Boryka się jednak ona jednym fundamentalnym problemem: żeby stwierdzić, że coś jest zgodne z rzeczywistością, musimy wiedzieć jaka jest owa rzeczywistość, prawda? Tak więc, żeby sprawdzić, czy coś jest prawdą musimy znać ową rzeczywistość wcześniej, a konkretniej – prawdę o niej. Żeby więc poznać prawdę musimy znać prawdę. Brzmi jak wyjęte z wypowiedzi niektórych polityków.

Druga klasyczna teoria prawdy to koncepcja spójności. Wedle tej koncepcji dana myśl, idea  czy hipoteza jest prawdziwa jeśli jest zgodna z innymi teoriami i koncepcjami uznanymi powszechnie za prawdziwe. Jakkolwiek teoria ta ma pewne zastosowanie, roi się w niej od problemów: np. musimy mieć całkowitą pewność, że cała nasza pozostała wiedza, wcześniej zdobyta, jest prawdziwa, by stwierdzić prawdziwość hipotezy, którą badamy. Wystarczy, że jeden element całej tej spójnej logicznie układanki jest fałszywy i cały nasz system może się rozpaść jak domek z kart. Może, choć nie musi, można tutaj wymyślać różnego rodzaju argumenty i usilnie bronić jakieś teorii, aż do momentu, kiedy już nie ma czego bronić. Ponadto, sama spójność, pozbawiona warunku “zgodności z rzeczywistością” toruje drogę do opanowania świata wszelkiego rodzaju dziwacznym teoriom lud rozmaitym, spójnym logicznie i górnolotnie brzmiącym, pseudo akademickim urojeniom, które zainspirowały dziesiątki eksperymentów społecznych i sprowadziły nędzę, wojny oraz śmierć milionów ludzi.

Trzecia klasyczna koncepcja to tzw. pragmatyczna teoria prawdy. Wedle tej koncepcji dana myśl, idea lub teoria jest prawdziwa, jeśli wywołuje skutki, o których mówi, że wywoła. W porcji Tory na ten tydzień mamy swoistą wersję tej koncepcji:

Rzekł wtedy Wiekuisty do mnie [tj. do Mojżesza]: pięknem to, co powiedzieli! Proroka ustanowię im spośród braci ich, podobnego tobie, i włożę słowa Moje w usta jego, i będzie im mówił wszystko, cokolwiek mu rozkażę […] A gdybyś rzekł w sercu swojem: jakże mam poznać słowo, którego nie wypowiedział (ustami proroka) Wiekuisty? Cokolwiek by wyrzekł prorok w imię Wiekuistego, a nie stałoby się to słowo, ani spełniło się – jest to słowo, którego nie wyrzekł Wiekuisty, rozmyślnie wyrzekł je prorok: nie trwóż się przed nim! (Pwt 18:17-18,21-22)

Wszystko to jest tutaj oczywiście wypowiedziane w kontekście, którego fundamentalnym założeniem jest to, że wszystko co myśli lub mówi Bóg jest prawdziwe. Jeśli więc dana idea pochodzi od Boga, będzie się spełniać, będzie działać w praktyce. Jeśli natomiast się nie spełnia, nie działa tak jak “powinna” wedle samej siebie, nie pochodzi od Boga, nie jest prawdą. Nie należy się też, wedle Tory, przed taką wypowiedzią, tudzież osobą, która ją wypowiada, trwożyć (Pwt 18:22). I to jest bardzo ważna sugestia, którą można rozumieć na kilka sposobów, na przykład: nie należy się takiego człowieka obawiać a jego “prawdy” można, lub wręcz należy, zignorować.

 W rzeczywistości, a przynajmniej z teoretycznego punktu widzenia, żeby naprawdę poznać prawdę, należy zastosować wszystkie trzy powyższe teorie prawdy. Jeśli więc chcemy na przykład zdobyć wiedzę na temat która partia polityczna chce naprawdę naszego dobrobytu i sprowadzi ‘epokę mesjańską’, a która nas tylko oszukuje, by nas wykorzystać, zdradzić i wydać na pastwę naszych wrogów, musimy mieć pewność, że: 1. Znamy intencje, plany i kompetencje owych ludzi, idealnie rzecz biorąc wszystkich, realnie przynajmniej kierownictwa (musielibyśmy znać myśli owych ludzi, a nie tylko to co publicznie mówią, i nie to, co mówią o nich inne gadające głowy w TV). 2. Nasza wiedza na ich temat jest logicznie spójna i nie odrzucamy danych informacji tylko dlatego, że nie pasują do naszej “życzeniowej” układanki, 3. Pomysły i plany, które oni realizują przynoszą zamierzone przez nich skutki (i są to zarazem skutki, których pożądamy). Jednakże w praktyce realizacja punktów 1 i 2 jest wymaga sporego wysiłku i jest czasochłonna. Dlatego też, żyjąc w społeczeństwach sprofesjonalizowanych, w naszej diagnozie polegamy na innych, np. na mediach, które dostarczają nam informacji. Problem w tym, że to nie rozwiązuje problemu, tylko przenosi go gdzie indziej: w tej sytuacji musimy zastosować punkty 1 i 2 do źródeł naszych informacji, a więc do mediów. A ponieważ media bardzo często mówią to, czego oczekują od nich politycy, sytuacja staje się błędnym kołem i jest dramatyczna. Zapomnijmy więc o punktach 1 i 2, i skupmy się tylko na tym, czy dane idee przynoszą (zamierzone przez nie) rezultaty, a więc czy to, co mówią owi ludzie sprawdza się w praktyce, czy nie, wywołuje zamierzone skutki, czy nie. To dobry znak, bo to znaczy, że mają oni kontakt z rzeczywistością i jakąś nad nią kontrolę.

To wszystko, co w zasadzie możemy zrobić. Wszystko inne, zwłaszcza jeśli brzmi jak nonsens – jest niespójne lub wygląda na oderwane od rzeczywistości –  najlepiej zignorować, jak i osoby, które ten nonsensy wypowiadają.

Dla ich dobra oraz dla naszego spokoju ducha.

Szabat szalom,

Menachem Mirski

Menachem Mirski- student rabinacki w Ziegler School of Rabbinic Studies, American Jewish University, Los Angeles, USA.
Menachem Mirski is a Polish born philosopher, musician, scholar and international speaker. He earned his Ph.D. in Philosophy and is currently studying to become a Rabbi at the Ziegler School of Rabbinic Studies. His current area of interests focus on freedom of expression and thought as well as the laws of logic as it pertains to the discourse of ideology and social and political issues. Dr. Mirski has been a leader in Polish klezmer music scene for well over a decade and his LA based band is called Waking Jericho.

Mikec

Refleksja nad paraszą Mikec

Menachem Mirski

Jak żyć? Na jakiej podstawie dokonywać życiowych wyborów? Ufać Bogu, sobie, czy też innym ludziom, np. tym co zasiadają w rządzie? A może ufać wyłącznie niektórym ludziom, albo np. ekspertom oraz nauce i technologii? Odpowiedzi na te pytania można oczywiście znaleźć w Torze i literaturze rabinicznej. Zeszłotygodniowa porcja Tory kończy się historią, w której Józef interpretuje sny podczaszego i przełożonego piekarzy. Wedle proroctw zawartych w obu snach przełożony piekarzy zostaje skazany na śmierć, podczaszy natomiast zostaje przywrócony do pracy na dworze faraona. Józef wie, że tak się stanie, dlatego prosi podczaszego:

Jeśli nie zapomnisz o mnie, kiedy będzie ci się dobrze działo, okaż mi życzliwość: wspomnij o mnie faraonowi, aby mnie uwolnił z tego miejsca.(Gen 40:14)

W porcji Tory na ten tydzień czytamy, że Józef musiał czekać dwa lata na to, by wydostać się z więzienia:

W dwa lata później faraon miał sen. [Śniło mu się, że] stał nad Nilem. I oto z Nilu wyszło siedem krów pięknych i tłustych, które zaczęły się paść wśród sitowia.(Gen 41:1-2)

W jakim celu Tora wspomina w ogóle ten wątek? Dlaczego musiało upłynąć 2 lata, by faraonowi przydarzył się sen, który tylko Józef mógł wytłumaczyć? Wedle midrasza Bereszit Rabba Józef musiał spędzić dodatkowe dwa lata więzieniu, bowiem musiał się wypełnić boski plan dla świata oraz narodu Izraela. Midrasz dodaje jednak jeden szczegół: owe dwa lata odpowiadają dwóm słowom, które “nieopatrznie” Józef wypowiedział do podczaszego:

Jeśli nie zapomnisz o mnie […] wspomnij o mnie faraonowi […] (Gen 40:14)

Józef został ukarany, bowiem słowa te dowodzą jego desperacji i jednocześnie braku wiary w Wiekuistego. Józef zgrzeszył, bo nie zawierzył Wiekuistemu, lecz polegał na jednym, zwykłym człowieku (co zresztą brzmi dość racjonalnie, biorąc pod uwagę możliwości i ograniczenia oraz siły i słabości przeciętnego człowieka). Został ukarany, ponieważ Józef był cadik, a Adonaj medakdek im cadikim k’chut ha’saara – W stosunku do sprawiedliwych Wiekuisty jest skrupulatny co do jednego włosa. Istotą bycia sprawiedliwym jest więc niezwykła skrupulatność oraz całkowite zawierzenie Bogu, w każdym aspekcie naszego życia. Wszystko sprowadza się do wypełniania boskiego prawa i wiary w Wiekuistego; wszystko bowiem co nas spotyka w życiu pochodzi od Niego (w tym oczywiście rozmaite kary i nagrody). Z drugiej jednak strony mamy w tradycji rabinicznej jasno wyrażoną doktrynę, że nigdy, a zwłaszcza w sytuacjach trudnych, nie należy oczekiwać, “że zdarzy się cud” i nie należy na takowej wierze polegać:

Nie należy nigdy stać w niebezpiecznym miejscu mówiąc, że ci na Wysokościach dokonają dla nas cudu, żeby się nie okazało, że ostatecznie nie dokonali dla nas cudu. I, co więcej, nawet jeśli dokonają dla nas cudu, to odejmą go z naszych zasług. (Talmud Babiloński, Szabat 32a)

Czy istnieje zatem sprzeczność pomiędzy tymi dwiema koncepcjami? Nie, jeśli lepiej sprecyzujemy na czym wiara w Boga polega. Przede wszystkim, wiara w Wiekuistego nie sprowadza się do wiary w cuda. Zdecydowana większość dróg, które nam Bóg w naszym życiu wskazuje nie ma charakteru cudownego, lecz całkowicie zwyczajny i naturalny. Poleganie na cudach jest postrzegane jako “testowanie Boga” i jest zabronione:

Nie będziecie wystawiali na próbę Pana, Boga waszego, jak wystawialiście Go na próbę w Massa (Pwt 6:16)

W istocie, w Massa Izraelici wydali Boga na próbę: stojąc przed Górą Horeb, w oczekiwaniu aż Mojżesz cudownie wydobędzie dla nich wodę ze skały, pytali:

Czy też Wiekuisty jest rzeczywiście wśród nas, czy nie? (Ex 17:8)

Wróćmy do pytań, które postawiliśmy na wstępie: Jak żyć i na jakiej podstawie mamy dokonywać życiowych wyborów? Ufać Bogu, sobie, czy też innym ludziom, np. tym, co zasiadają w rządzie? A może wyłącznie niektórym ludziom, np. ekspertom oraz nauce i technologii? Z pewnością nie należy stawiać niczego na jedną kartę oraz nie zostawiać wszystkiego Bogu, któremu jednak należy ufać. Należy więc myśleć wielotorowo w każdej sytuacji i mieć kilka alternatywnych planów. Należy ufać i ludziom, i sobie, i nauce i technologii, wszystkim jednak z rozwagą oraz niezbędnym krytycyzmem.  Zaufanie Bogu polega przede wszystkim na wypełnianiu jego przykazań. Jeśli chodzi zaś o nasze wobec Niego oczekiwania, to tak, można oczekiwać od Boga pomocy w każdej życiowej sytuacji. Nie należy jednak oczekiwać, że odpowiedź ze strony Boga będzie miała charakter cudowny, niezwykły, lub, że będzie dokładnie wedle naszej myśli. Bóg podsuwa nam zwykle wiele różnych rozwiązań; nie zawsze są one takie, jakie wyobrażamy sobie, że będą, choć często są nim bliskie. Józef zaufał jednej możliwości; możliwości, której Bóg akurat nie rozważał w swoich zamiarach. Odpowiedź Boga może mieć różnoraki charakter: Wiekuisty daje nam mądrość, na przykład, a także inspirację, motywację do działania i eliminuje przed nami przeszkody. By jednak dostąpić pomocy i opieki z Jego strony, musimy otworzyć swoje serce i umysł na świat możliwie jak najbardziej szeroko, tak, by umieć dostrzec to, co Wiekuisty dla nas zaplanował, bowiem wszystko co się wokół nas wydarza stanowi – zwykle “nieświadomy samego siebie” – element boskiego planu.

Szabat szalom!

Menachem Mirski- student rabinacki w Ziegler School of Rabbinic Studies, American Jewish University, Los Angeles, USA.
Menachem Mirski is a Polish born philosopher, musician, scholar and international speaker. He earned his Ph.D. in Philosophy and is currently studying to become a Rabbi at the Ziegler School of Rabbinic Studies. His current area of interests focus on freedom of expression and thought as well as the laws of logic as it pertains to the discourse of ideology and social and political issues. Dr. Mirski has been a leader in Polish klezmer music scene for well over a decade and his LA based band is called Waking Jericho.

Ki Tawo

Wdzięczność jako wartość żydowska

Refleksja nad paraszą Ki Tawo

MENACHEM MIRSKI

Czym są wartości żydowskie? W odpowiedzi na to pytanie wymienia się zazwyczaj następujące spośród nich: oddanie się życiu we wspólnocie (Izrael), wykształcenie (Tora), praworządność życia (halacha), prawdomówność i wiarygodność (emuna), sprawiedliwość i prawość (cedek), życzliwość i dbanie o innych (chesed), szacunek i ludzka godność (kavod) oraz odpowiedzialność (acharayut). Wszystkie spośród nich mają swój wymiar społeczny i religijny, a tradycyjnie umieszcza się pod jednym, wspólnym parasolem: wiary w Boga. Mają one też inny, wspólny mianownik, którym jest naprawa świata (tikkun haolam). Te wartości leżą u podstaw całego naszego żydowskiego systemu religijnego. Pozostają wiecznie niezmienne, pomimo zmian w naszych rytuałach, obyczajach, pomimo zmian halachicznych, a nawet pewnych zmian w etyce żydowskiej. Te podstawowe wartości to odczuwalne zobowiązania przeżywanej religii; pozostają takie same, chociaż ich rytualne i praktyczne wyrażenia mogą ulec zmianie.

Owe fundamentalne wartości nie są jednak całkowicie odporne na erozję: zmiana praktyk religijnych może spowodować ich erozję i dezintegrację. To niebezpieczeństwo nigdy nie znika (z tego m.in. powodu mamy ludzi, którzy sprzeciwiają się jakimkolwiek zmianom w naszej religii i tradycji) i było ono szczególnie groźne we wczesnych stadiach rozwoju naszej religii, kiedy judaizm był szczególnie podatny na niszczący wpływ otaczających kultur, które wielu wartości naszej religii po prostu nie podzielały. Dlatego też w naszej porcji Tory na ten tydzień czytamy:

Jeśli nie usłuchasz głosu Wiekuistego, Boga swego, i nie wykonasz pilnie wszystkich poleceń i praw, które ja dzisiaj tobie daję, spadną na ciebie wszystkie te przekleństwa i dotkną cię. Przeklęty będziesz w mieście i przeklęty na polu. Przeklęty twój kosz i twoja dzieża. Przeklęty owoc twego łona, plon twej roli, przyrost twego większego bydła i pomiot bydła mniejszego. Przeklęte będzie twoje wejście i wyjście. Wiekuisty ześle na ciebie przekleństwo, zamieszanie i przeszkodę we wszystkim, do czego wyciągniesz rękę, co będziesz czynił. Zostaniesz zmiażdżony i zginiesz nagle wskutek przewrotnych swych czynów, ponieważ Mnie opuściłeś. Wiekuisty sprawi, że przylgnie do ciebie zaraza, aż cię wygładzi na tej ziemi, którą idziesz posiąść. Wiekuisty dotknie cię wycieńczeniem, febrą, zapaleniem, oparzeniem, śmiercią od miecza, zwarzeniem zbóż od gorąca i śniecią: będą cię one prześladować, aż zginiesz. […] Wzbudzi Wiekuisty przeciw tobie lud z daleka, z krańców ziemi, podobny do szybko lecącego orła, naród, którego języka nie rozumiesz, On zje przychówek twego bydła, zbiory z twego pola, aż cię wytępi. Nie zostawi ci nic: ani zboża, ani moszczu, ani oliwy, ani przychówka twego bydła większego, ani pomiotu – mniejszego, aż cię zniszczy. Będzie cię oblegał we wszystkich twoich grodach, aż padną w całym kraju twe mury najwyższe i najmocniejsze, na których polegałeś. Będzie cię oblegał we wszystkich grodach w całym kraju, który ci dał Wiekuisty, Bóg twój. Będziesz zjadał owoc swego łona: ciała synów i córek, danych ci przez Wiekuistego, Boga twego – wskutek oblężenia i nędzy, jakimi twój wróg cię uciśnie. (Pwt 28:15-22,49-53)

To jedynie 13 wersetów z całego 54-wierszowego fragmentu, który mówi o tym, co stanie się z Izraelitami, gdy nie będą posłuszni Wiekuistemu. Nieposłuszeństwo to oznacza kwestionowanie Boskich praw i mądrości, czyli w zasadzie to samo, co dzisiaj.

Owo nieposłuszeństwo zaczyna się od zwykłej niewdzięczności wobec Świętego i jest to zdiagnozowane na początku naszej porcji Tory, gdzie podkreśla ona konieczność dokonywania corocznej, masowej i uroczystej ofiary z pierwocin (Pwt 26,1-11). Rabin Icchak Breuer wymownie podsumował różne interpretacje tego rytuału:

Przywożone co roku bikkurim były niezrównaną demonstracją szczęśliwego i błogosławionego narodu żyjącego na swojej ziemi w spokoju i bezpieczeństwie. Jest to demonstracja władzy Świętego nad Jego narodem, który co roku ze zgiętym kolanem i pochyloną głową przyjmuje tę ziemię od swego Boga. W tej ogromnej narodowej radości naród ofiarowuje Bogu swoją spowiedź, narodową spowiedź wypływającą z wielkiej narodowej radości.

Tora jest głęboko świadoma jednej z zasadniczych cech natury ludzkiej: ludzie, kiedy stają się zamożni i prowadzą dostatnie, beztroskie życie, rozwijają w sobie tendencję do zarozumiałości oraz buntu przeciw istniejącym normom i prawidłom życia, jak widać w następujących wersetach:

A gdy się najesz i nasycisz, zbudujesz sobie piękne domy i w nich zamieszkasz; gdy ci się rozmnoży bydło i owce, obfitować będziesz w srebro i złoto, i gdy wzrosną twe dobra – niech się twe serce nie unosi pychą, byś nie zapomniał o Wiekuistym, Bogu twoim, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. (Pwt 8:12-14)

Wszystko to ostatecznie kończy się porzuceniem prawdziwych wartości i oddawaniem czci bożkom – dziś najczęściej oznacza to czczenie pieniędzy, władzy, pozycji i technologii – czyli wytworów ludzkich rąk i umysłów: rzeczy, których człowiek nigdy nie powinien czcić. Najgorszym scenariuszem jest kult samego człowieka – tzw. kult jednostki. To w końcu zawsze prowadzi nas do dekadencji i wszystkiego, co ona niesie ze sobą: depresji, zniszczenia tkanki społecznej oraz rozkładu życia społecznego i kulturalnego.

Remedium na to wszystko jest nieustanna i szczera praktyka wdzięczności wobec Wiekuistego za wszystko, co jest nam dane, łącznie z każdą chwilą naszego życia. Dlatego można powiedzieć, że wdzięczność wobec Wiekuistego jest fundamentem, na którym wyrastają wszystkie nasze żydowskie wartości.

Szabat szalom!

Menachem Mirski- student rabinacki w Ziegler School of Rabbinic Studies, American Jewish University, Los Angeles, USA.
Menachem Mirski is a Polish born philosopher, musician, scholar and international speaker. He earned his Ph.D. in Philosophy and is currently studying to become a Rabbi at the Ziegler School of Rabbinic Studies. His current area of interests focus on freedom of expression and thought as well as the laws of logic as it pertains to the discourse of ideology and social and political issues. Dr. Mirski has been a leader in Polish klezmer music scene for well over a decade and his LA based band is called Waking Jericho.

Ki Teicei

Między kolektywizmem, a indywidualizmem

Refleksja nad paraszą Ki Teicei

Menachem Mirski

Ostatnich kilka tygodni spędziłem w Polsce. Musiałem wyjechać aby poprowadzić pogrzeb taty i pomóc mamie odnaleźć się w nowych warunkach, bez niego. Nie mając samochodu przez większość mojej czterotygodniowej podróży, byłem uzależniony od transportu publicznego. Pewnego dnia wsiadłem do autobusu w Przemyślu i poszedłem do kierowcy po bilet. Nie miałem w portfelu żadnych drobnych, więc kierowca nie mógł mi sprzedać biletu, ponieważ nie miał mi wydać. Kiedy wracałem na swoje miejsce w autobusie, starsza kobieta, prawdopodobnie emerytka dała mi 5 zł i powiedziała „proszę idź i kup sobie ten bilet”. Wróciłem do kierowcy, wziąłem bilet, podziękowałem kobiecie i oddałem jej resztę.

Innego dnia kupiłem mamie mały telewizor, żeby mogła go oglądać w ośrodku rehabilitacyjnym, w którym obecnie się znajduje. Mama dzieli pokój z trzema innymi kobietami. Była bardzo szczęśliwa, kiedy go dostała, ale jej pierwszym odruchem było podzielenie się nim z innymi: „Postaw go tak, aby inne panie też mogły oglądać”. Zastanawiałem się przez chwilę, po czym powiedziałem: „Jak go tak postawię, to ty nie będziesz mogła go oglądać, tylko inne panie”. „Mi wystarczy, że będę słyszeć” – odpowiedziała – „postaw go w ten sposób, przynajmniej na razie”.

Przytaczam te historie, ponieważ przedstawiają one zdrowe formy kolektywnego myślenia i działania. Ale czy myślenie kolektywne jest zawsze dobre i zdrowe? Czy zawsze  jest zalecane przez naszą „zorientowaną na społeczność” religię?

Porcja Tory na ten tydzień zawiera największą liczbę praw spośród wszystkich paraszy: jest w niej aż 72 pozytywnych i negatywnych przykazań. Wśród nich są takie, które wskazują na konieczność zbiorowej odpowiedzialności za siebie nawzajem w społeczeństwie:

Jeśli zbudujesz nowy dom, uczynisz na dachu ogrodzenie, byś nie obciążył swego domu krwią, gdyby ktoś z niego spadł (Pwt 21:8)

Innym dobrym przykładem zdrowego kolektywnego myślenia są prawa zwrotu utraconego zwierzęcia/przedmiotu:

Jeśli zobaczysz zbłąkanego wołu swego brata albo sztukę mniejszego bydła, nie odwrócisz się od nich, lecz zaprowadzisz je z powrotem do swego brata. Jeśli brat twój nie jest blisko ciebie i jeśli go nie znasz, zaprowadzisz je do swego domu, będą u ciebie, aż przyjdzie ich szukać twój brat i wtedy mu je oddasz. Tak postąpisz z jego osłem, tak postąpisz z jego płaszczem, tak postąpisz z każdą rzeczą zgubioną przez swego brata – z tym, co mu zginęło, a tyś odnalazł: nie możesz od tego się odwrócić. Jeśli zobaczysz, że osioł twego brata albo wół jego upadł na drodze – nie odwrócisz się od nich, ale z nim razem je podniesiesz. (Pwt 22:1-4)

Kolejny zestaw praw uczy nas społecznej odpowiedzialności za biednych i potrzebujących:

Jeśli będziesz żął we żniwa na swoim polu i zapomnisz snopka na polu, nie wrócisz się, aby go zabrać, lecz zostanie dla obcego, sieroty i wdowy, aby ci błogosławił Pan, Bóg twój, we wszystkim, co czynić będą twe ręce. Jeśli będziesz zbierał oliwki, nie będziesz drugi raz trząsł gałęzi; niech zostanie coś dla obcego, sieroty i wdowy. Gdy będziesz zbierał winogrona, nie szukaj powtórnie pozostałych winogron; niech zostaną dla obcego, sieroty i wdowy. (Pwt 24:19-21)

Prawa te mają nas nauczyć kolektywnej odpowiedzialności za siebie nawzajem. Uważam, że celem większości z nich ma być ich zinternalizowanie aniżeli miałyby być egzekwowane przez sąd, z prostego faktu, że sytuacje zwrotu utraconego przedmiotu często mają jedynie jednego świadka, a więc ich egzekucja prawna jest ograniczone. Ale nasza parsza zawiera również przykazania, które zdecydowanie ograniczają zakres kolektywnego myślenia i działania:

Ojcowie nie poniosą śmierci za winy synów ani synowie za winy swych ojców. Każdy umrze za swój własny grzech.  (Pwt 24:16)

Prawo to jest kolejnym wyrazem indywidualnej odpowiedzialności moralnej, która leży u podstaw żydowskiej koncepcji sprawiedliwości: jeśli czynisz dobro, zostaniesz nagrodzony, jeśli zrobisz zło, zostaniesz ukarany; nikt inny nie powinien być karany za twoje grzechy, nikt inny nie powinien być za nie obwiniany i żaden człowiek nie powinien być twoim kozłem ofiarnym. Jeśli tak się dzieje,  system, który stworzyłeś, jest wadliwy i niesprawiedliwy.

Chociaż nie jest rzeczą łatwą formułowanie tak ogólnych stwierdzeń, uważam, że nasza religia nie jest z natury ani indywidualistyczna, ani czysto kolektywistyczna. Obie skrajności, jeśli zastosowane jako jedyne, są szkodliwe dla społeczeństwa i życia ludzkiego. Radykalny indywidualizm może powodować obojętność na potrzeby i los innych. Radykalny kolektywizm, niezrównoważony wolnościami indywidualnymi, niesie ze sobą formy odpowiedzialności zbiorowej, które nigdy nie są sprawiedliwe i wywołują konflikty społeczne oraz resentymenty, zwłaszcza jeśli jest on wymuszony siłą lub przez rząd. Ale co najważniejsze, jeśli coś jest z góry zarządzone i egzekwowane, przestaje być dobrowolne. Tak więc wymuszony kolektywizm często zabija prawdziwe, zinternalizowane, dobre kolektywne myślenie, a także zabija empatię i współczucie, których, podług ich natury, nie można wymusić żadnym prawem ani systemem.

Kolektywne myślenie jest zawsze dobre, gdy jest dobrowolne. Dobre, zdrowe życie ma oba aspekty, kolektywny i indywidualny. Uwzględnia obie perspektywy w naszym codziennym doświadczeniu i wybiera między nimi w zależności od przypadku. Prawa zawarte w Torze zostały nam dane po to, aby nauczyć nas tej niezbędnej równowagi między tym, co indywidualne, a tym, co kolektywne. Te prawa, wraz z dojrzałością i doświadczeniem, pomagają nam rozpoznać, jaka perspektywa jest odpowiednia w danej sytuacji.

Szabat szalom!

Menachem Mirski

Menachem Mirski- student rabinacki w Ziegler School of Rabbinic Studies, American Jewish University, Los Angeles, USA.
Menachem Mirski is a Polish born philosopher, musician, scholar and international speaker. He earned his Ph.D. in Philosophy and is currently studying to become a Rabbi at the Ziegler School of Rabbinic Studies. His current area of interests focus on freedom of expression and thought as well as the laws of logic as it pertains to the discourse of ideology and social and political issues. Dr. Mirski has been a leader in Polish klezmer music scene for well over a decade and his LA based band is called Waking Jericho.

Szoftim

Poradnik, jak wyeliminować zło i niesprawiedliwość

Refleksja nad paraszą Szoftim

Menachem Mirski

Czy możliwe jest całkowite wyeliminowanie przestępczości z naszych społeczeństw?  A może da się wyeliminować tylko jeden rodzaj przestępstw, powiedzmy te najgorsze – morderstwa? Prawdopodobnie jest to możliwe. Można na przykład zamknąć  wszystkich ludzi w oddzielnych celach więziennych. Skonstruujmy nasze społeczeństwa w taki sposób. Wymagałoby to istnienia trzech kast społecznych: więźniów (powiedzmy 90% społeczeństwa), strażników (9%) i różnych administratorów i rządzących (1% albo jeszcze mniej). Gdyby popełniano jakiekolwiek morderstwa, to dochodziłoby do nich przede wszystkim w grupie walczących między sobą o władzę rządzących, którzy byliby jedynymi wolnymi ludźmi w takim społeczeństwie. Morderstwo byłoby zjawiskiem dotyczącym nie więcej niż 1% ludności, a zatem liczba morderstw byłaby prawdopodobnie o wiele niższa niż w naszych współczesnych społeczeństwach. A kogo obchodziłoby, że oni zabijają się nawzajem. Oni, ten 1% ludności, byliby prawdopodobnie najbardziej znienawidzoną grupą w całym społeczeństwie.

Albo może stwórzmy lepszy system. Na przykład w USA 93% osadzonych w więzieniach to mężczyźni. Znaczna większość morderców była już wcześniej uwikłanych w jakiegoś rodzaju działalność kryminalną. Wprowadźmy więc kodeks karny, zgodnie z którym nawet najmniejsze przestępstwo będzie karane dożywotnim więzieniem. Bądźmy wspaniałomyślni i stwórzmy inny kodeks karny dla kobiet, które stanowią tylko malutką mniejszość wszystkich kryminalistów, spożywają mniej alkoholu i biorą mniej narkotyków, które są bezpośrednią przyczyną wielu przestępstw z użyciem przemocy; w przypadku kobiet zachodzi też mniejsze ryzyko recydywy.  Kobiety radzą sobie też przeciętnie lepiej w szkole i rzadziej bywają bezdomne. Jest wiele argumentów przemawiających za tym, że w kwestii przestępstw nie powinny być traktowane równie ostro, co mężczyźni.

Stwórzmy tego rodzaju system społeczny. Praktycznie zniknęłyby wtedy nie tylko morderstwa, ale również wiele przestępstw mniejszego kalibru. Na czym więc polega problem, dlaczego nie możemy tego zrobić?

Czytana w tym tygodniu porcja Tory zaczyna się od wezwania do ustanowienia instytucji strzegących przestrzegania prawa: sędziów (wodzów, hebr. szoftim) i urzędników (hebr. szotrim):

Sędziów i urzędników ustanowisz sobie we wszystkich bramach twoich, które Wiekuisty, Bóg twój, da tobie w pokoleniach twoich, aby sądzili lud sądem sprawiedliwym. (Pwt 16, 18)

Bezpośrednio po tym Tora wymienia podstawowe zasady rządów prawa:

Nie skrzywiaj prawa, nie uwzględniaj osoby, a nie bierz wziątku, bo wziątek zaślepia mądrych i plącze słowa sprawiedliwych. (Pwt 16, 19)

Tutaj Tora zabrania przekupstwa, ale zasady sprawiedliwego procesu są omawiane w innym jej miejscu:

Nie czyńcie krzywdy w sądzie, nie uwzględniaj osoby biednego, ani uszanuj osoby możnego; sprawiedliwe sądź bliźniego twego. (Kpł 19, 15)

albo na początku księgi Powtórzonego Prawa:

I rozkazałem sędziom waszym podówczas, mówiąc: Wysłuchajcie między bracią waszą, i rozsądzajcie sprawiedliwie między człowiekiem a powinowatym jego, a cudzoziemcem przy nim. Nie uwzględniajcie osób na sądzie; tak małego jako wielkiego wysłuchajcie; nie obawiajcie się nikogo, albowiem sąd od Boga jest; sprawę zaś, która by za trudną była dla was, odnieście do mnie, a przesłucham ją.  (Pwt 1, 16-17)

Nasza porcja Tory na ten tydzień kończy swoje wezwanie o sprawiedliwość jeszcze innym apelem:

Za sprawiedliwością, za sprawiedliwością podążaj, abyś żył i posiadał ziemię, którą Wiekuisty, Bóg twój, oddaje tobie. (Pwt 16, 20)

Cedek, Cedek tidrof… Użyty tu hebrajski czasownik lidrof oznacza być z tyłu, iść za czymś, podążać za czymś, prześladować, gonić za czymś. Dokładnie – sprawiedliwość jest czymś, za czym będziesz podążać. A nie czymś, co „ustanowisz”. Tora zdaje sobie sprawę z odpowiedzi, którą zasugerowałem implicite na początku: że całkowite wyeliminowanie niesprawiedliwości ze świata jest niemożliwe, gdyż wymagałoby to wyeliminowania litości, miłości i współczucia i nałożyłoby to ogromne ograniczenia na ludzką wolność. Bóg, według Tory, nigdy nie zamierzał stworzyć takiego rodzaju świata. Prawdopodobnie nikt nie chciałby żyć w takim świecie za wyjątkiem jakichś psychopatów.

Sprawiedliwość nie jest czymś, co można zarządzić za pomocą jakiegoś dekretu. Jest to nigdy niekończący się proces. Niesprawiedliwość nie jest zatem problemem, który można naprawić w taki sposób, w jaki możemy naprawić samochód albo samolot: poprzez naprawę nieprawidłowo działającego systemu. Sprawiedliwość społeczna, choć jest nie mniej skomplikowana niż samolot, zawiera w sobie inny kluczowy i nieobliczalny element: wolność ludzkich decyzji. Tego elementu nie da się wyeliminować.

Owszem, pewne formy niesprawiedliwości zostały wyeliminowane na przestrzeni historii – jak choćby niewolnictwo. Ale nie zostało ono wyeliminowane całkowicie – są targi niewolników w Libii, dochodzi też do innych form ludzkiego zniewolenia, które mogą być uznane za niewolnictwo – na przykład w Chinach. Nie wspominając już o Korei Północnej, gdzie całe społeczeństwo jest zakładnikiem grupy szalonych despotów. Niewolnictwa nie wyeliminowano też na trwałe w miejscach, gdzie zostało ono zniesione; nie ma gwarancji, że kiedy sprawy na świecie przyjmą bardzo zły obrót, niektóre dawne praktyki oparte wyłącznie na dominacji i władzy nie zostaną przywrócone, nawet za przyzwoleniem całych narodów. A zatem nie powinniśmy nigdy lekceważyć tego, co udało nam się – jako ludzkości – osiągnąć.

Z tych samych powodów – czyli ludzkiej wolności podejmowania decyzji i jej fundamentalnej wartości – ani zło, ani ludzka skłonność do zła nigdy nie zniknęły. Żeby pozbyć się (moralnego) zła na świecie, musielibyśmy naprawić tak zwaną ludzką naturę, jak uważali prorocy. Rabiniczne poglądy w sprawie jecer hatow – skłonności do dobra – i jecer hara – skłonności do zła – są bardziej rozwinięte i bardziej przydatne z praktycznego punktu widzenia: nie twierdzą, że jecer hara powinna zostać wyeliminowana. Zgodnie z poglądami rabinicznymi w tej kwestii celem jest wykorzystanie owych złych, niemożliwych do wykorzenienia skłonności w taki sposób, aby działały na rzecz dobrych celów. Filozofia ta, poza tym iż ma pozytywny charakter, jest również łatwiejsza do wdrożenia w życie, kiedy odpowiednio się ją zrozumie: może przybrać formę „przeprogramowania” swojego mózgu, tak aby zmodyfikować swoje odruchy i wywoływane przez nie procesy w taki sposób, żeby działały na rzecz osiągnięcia pożądanych rezultatów.

W moim przekonaniu jest to lepsze podejście niż nienawidzenie zła i niesprawiedliwości. Nienawidzenie zła i niesprawiedliwości sprowadza się ostatecznie do nienawidzenia czegoś należącego do ludzkiej natury. A zatem bardzo ważne jest, żeby ściśle zdefiniować tę rzecz, która ponoć wywołuje całe zło, z którym walczymy. Bardzo ważne jest, żeby precyzyjnie ją zdefiniować i upewnić się, że ten element nie jest czymś, co w rzeczywistości jest w swej istocie dobre, tak jak pragnienie wolności czy ambicja, albo nawet czymś relatywnie dobrym, tak jak rywalizacja czy współzawodnictwo. Jeśli coś jest relatywnie dobre, to zasadniczo należy do sfery leżącej poza dobrem i złem. Jest to bardziej rodzaj narzędzia, a narzędzia bywają często pożyteczne.

Powinniśmy pamiętać o wszystkich wyżej opisanych kwestiach, kiedy dyskutujemy nad innymi negatywnymi zjawiskami społecznymi, z którymi się zmagamy i które chcemy wykorzenić, takimi jak korupcja, kradzieże, rasizm albo uprzedzenia. Aby kompletnie je wyeliminować, musielibyśmy zastosować podobne rozwiązania jak te, które byłyby potrzebne do wyeliminowania morderstw (ale, jako że są to lżejsze przewinienia, prawdopodobnie nie musielibyśmy wprowadzać ich we wszystkich sferach ludzkiego życia). Nie możemy prawnie wyeliminować błędnych form myślenia i mówienia, nie ograniczając przy tym wolności myśli i wypowiedzi. Możemy zminimalizować je i ich negatywne skutki poprzez odpowiednią edukację, ale tylko do pewnego stopnia i w takim stopniu, w jakim oferowana przez nas edukacja będzie odpowiednia – nie możemy też całkowicie wyeliminować błędów z naszego nauczania.

Tak jak pokazałem na początku, wyeliminowanie jednego rodzaju zła, jednego rodzaju niesprawiedliwości tutaj i teraz wymagałoby totalitarnych rozwiązań. Jest to prawdopodobnie jeden z powodów, dlaczego ludzie, którzy  mają obsesje na punkcie tylko jednego albo dwóch konkretnych rodzajów zła albo którzy bardzo wąsko definiują, co jest najgorszym złem na świecie (a co często nie jest najgorszym złem, a czasem w ogóle nie jest czymś złym), wykształcają w sobie skłonność do totalitarnego myślenia. Sądzę, że częścią odpowiedniego nastawienia wobec zła i niesprawiedliwości jest zdolność postrzegania wielu różnych rodzajów zła i niesprawiedliwości i umieszczenie ich w jakiegoś rodzaju hierarchii, tak jak robimy to z rzeczami, które uważamy za dobre i sprawiedliwe. Nie oznacza to, że różni ludzie nie powinni się specjalizować w walce z konkretnymi rodzajami niesprawiedliwości albo zła. Powinni. Ale bardzo dobre i zdrowe jest również postrzeganie zła, cierpienia i niesprawiedliwości, z którymi walczymy, w kontekście zła, cierpienia i niesprawiedliwości, z którymi walczą inni ludzie.

 

Szabat szalom!

Menachem Mirski- student rabinacki w Ziegler School of Rabbinic Studies, American Jewish University, Los Angeles, USA

 

Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka

Ekew

 Znaczenie ludzkiego doświadczenia

Refleksja nad paraszą Ekew

 

Menachem Mirski

Porcja Tory na ten tydzień zawiera piękną wizję Ziemi Obiecanej, wypowiedzianą ustami Mojżesza w przededniu jej podbicia:

Albowiem Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi pięknej, ziemi obfitującej w potoki, źródła i strumienie, które tryskają w dolinie oraz na górze – do ziemi pszenicy, jęczmienia, winorośli, drzewa figowego i granatowego – do ziemi oliwek, oliwy i miodu – do ziemi, gdzie nie odczuwając niedostatku, nasycisz się chlebem, gdzie ci niczego nie zabraknie – do ziemi, której kamienie zawierają żelazo, a z jej gór wydobywa się miedź. Najesz się, nasycisz i będziesz błogosławił Pana, Boga twego, za piękną ziemię, którą ci dał. (Pwt 8:7-10)

Rabiniczne umysły rozwinęły tę wizję Erec Israel niezwykle idealizując ziemię obiecaną. Przykładowo, Rabbeinu Bachja wierzył, że ziemia Izraela, jak i sama Jerozolima w szczególności, zawiera wszystkie sześć klimatów świata, co czyniło ogólny klimat kraju zjawiskowym, cudownym. Gaon z Wilna wierzył, że ziemia Izraela zawierała wszystkie możliwe minerały i wszystkie niezbędne człowiekowi rośliny, dzięki czemu nie trzeba było niczego importować. Rabini jednak idealizowali ziemię Izraela jeszcze bardziej. XIX wieczny rabin Bratysławy, Moses Schreiber, w swoim dziele Chatam Sofer pisał, że owoce Erec Israel były niezwykle duże, jak na przykład ziarna pszenicy wielkości nerek wołu i soczewica wielkości złotych dinarów. Żyjący na przełomie wieków XVI i XVII praski rabin Szlomo Efraim Luntschitz, w swoim dziele Kli Jakar twierdził, że Eretz Israel nie potrzebuje ‘miast magazynowych’; zawsze jest wszystkiego pod dostatkiem i nie ma potrzeby robienia zapasów z roku na rok – plony są w tej ziemi zawsze i nieprzerwanie błogosławione. Natomiast inni, XIX i XX wieczni komentatorzy, jak Jehuda Arie Leib Alter czy Shabbatai HaKohen, twierdzili na przykład, że chleb produkowany ze zbóż Ziemi Izraela ma cudowne właściwości: nie można od niego utyć i można go jeść w bezgranicznych ilościach.

Nie było zgody co do tego, czy owe strumienie i fontanny tryskające tu i ówdzie mogą zapewnić wystarczającą ilość wody do nawadniania pól. XIII-wieczny komentator francuski, Ezechiasz ben Manoach, znany jako Chizkuni, uważał, że obfitość wody w strumieniach i fontannach Izraela zależy od opadów deszczu, dlatego każdy człowiek będzie musiał ufać Bożej łasce w kwestii dostępnej wody. Nachmanides jednak widział w nich naturalne błogosławieństwo i twierdził, że niosą wystarczającą ilość wilgoci do każdego miejsca, w którym jest potrzebna, dlatego ziemia ta nie potrzebowała rzek, ani specyficznych systemów.

O tym, jak prawdziwe były te wszystkie wizje przekonali się pierwsi syjoniści emigrujący do Erec Israel w XIX i XX wieku. Wizje te nie przystają do rzeczywistości także dziś: owszem Izrael jest krajem niezwykle rozwiniętym i obfitującym w dobra, ale wszystko to jest plonem ciężkiej pracy wielu pokoleń. Owe wizje rabiniczne, pouczają nas tak naprawdę o tym, jak ważnym elementem w poznaniu i sądzeniu rzeczywistości jest ludzkie doświadczenie, i jak łatwo o błąd, gdy się takiego doświadczenia nie ma. Wspomniani komentatorzy spędzili całe swoje życie w innym świecie, w Europie, o Ziemi Obiecanej, niestety, jedynie fantazjując. Podobnie rzecz ma się współcześnie. Jest to spowodowane błyskawicznym dostępem do informacji na temat wszystkiego co się gdziekolwiek na świecie dzieje: ludzie stale mają pokusę wypowiadania się i formowania sobie opinii o miejscach i krajach o których rzeczywistości nie mają tak naprawdę żadnego pojęcia. Niech więc będzie to dla nas lekcja powściągliwości, w naszych słowach, koncepcjach i receptach na życie społeczności ludzkich, którzy żyją w innych krajach i na różnych kontynentach.

Szabat szalom!

Menachem Mirski- student rabinacki w Ziegler School of Rabbinic Studies, American Jewish University, Los Angeles, USA.
Menachem Mirski is a Polish born philosopher, musician, scholar and international speaker. He earned his Ph.D. in Philosophy and is currently studying to become a Rabbi at the Ziegler School of Rabbinic Studies. His current area of interests focus on freedom of expression and thought as well as the laws of logic as it pertains to the discourse of ideology and social and political issues. Dr. Mirski has been a leader in Polish klezmer music scene for well over a decade and his LA based band is called Waking Jericho.

Nicawim-Wajelech

Otwórz swoje serce, żeby otrzymać błogosławieństwo

Refleksja nad paraszą Nicawim-Wajelech

Menachem Mirski 

Ludzie są istotami religijnymi. Oznacza to, że mamy naturalną skłonność do tworzenia religii albo czegoś, co zajmuje się od strony metafizycznej  problematyczną tajemnicą ludzkiej egzystencji. Za każdym razem, kiedy ludzie chcą się pozbyć religii, coś innego wypełnia tę lukę i staje się nową religią. Tą nową religią jest zwykle jakaś ideologia polityczna, zideologizowana nauka albo przypadkowy nurt filozoficzny, który był akurat popularny w owym czasie.

Problem polega na tym, że tego, co metafizyczne, nie da się zastąpić czymś fizycznym, naukowym albo politycznym. Ilekroć ludzkość próbuje tak uczynić, wyrządza sobie na dłuższą metę krzywdę.

To, co jest zakryte, należy do Pana, Boga naszego, a co jest jawne, do nas i do naszych [dzieci] po wieczne czasy, abyśmy wypełniali wszystkie słowa tego [nauczania].

(Pwt 29, 28)

Nie możemy tłumić ani pozbyć się naszych potrzeb metafizycznych. Nie możemy uciec od naszej potrzeby transcendencji. Dlaczego? Dlatego, że tłumienie przez nas rzeczy, które należą do naszego Boga skończy się, prędzej czy później, zaprzeczeniem naszej własnej istocie i nihilizmem. Zostaliśmy stworzeni na boże podobieństwo, co oznacza, że w naturalny sposób dążymy do tego, co boskie. Nasze dążenia religijne są dążeniem do czegoś świętego i wiecznego – czegoś, co jest dobre, czegoś, co nie przemija. Ta wieczna i dobra rzecz musi być w stanie naznaczyć wszystko, co sami z siebie robimy i czego doświadczamy – naznaczać to znaczeniem.

Naznaczać oznacza afirmować, a nie podporządkowywać – i żadna nauka, żadna ideologia polityczna ani filozofia nie jest w stanie w pełni tego dokonać. Dlaczego? Gdyż wytwory ludzkiego intelektu są, z definicji, ograniczone. Nauka i filozofia mogą zaoferować ci wyjaśnienie, a ideologia polityczna może dać ci cel. Religia daje ci znaczenie.

Koniec końców ludzki intelekt jest po to, aby służyć, aby ułatwiać nam życie i czynić je wygodniejszym i bardziej przewidywalnym. Religia bardzo często robi coś przeciwnego albo przynajmniej zaczyna się od czegoś przeciwnego. Judaizm, nasza religia, nie afirmuje naszego życia bezwarunkowo. Afirmuje je głęboko, ale tylko wtedy, kiedy wnosimy świętość, dobro i sprawiedliwość.  Afirmuje życie z duchowością, która celowo otwiera się na nieznane i ukryte rzeczy. Żadna z tych ukrytych rzeczy ani świętość czy też dobro nie są koncepcjami, które można by zdefiniować politycznie albo naukowo bez rozłożenia ich na części.

Gdy tedy przyjdzie na cię to wszystko, błogosławieństwo i przekleństwo, które ci przedłożyłem, i weźmiesz je sobie do serca pośród wszystkich narodów, dokąd wypędzi cię Pan, Bóg twój, i nawrócisz się do Pana, Boga twego, i będziesz słuchał jego głosu zgodnie z tym wszystkim, co ja ci dziś nakazuję, ty i twoje [dzieci], z całego serca twego i z całej duszy twojej, to wtedy przywróci Pan, Bóg twój, twoich jeńców i zmiłuje się nad tobą, i zgromadzi cię z powrotem ze wszystkich ludów, gdzie cię rozproszył Pan, Bóg twój. Choćby twoi wygnańcy byli na krańcu nieba, to i stamtąd zgromadzi cię Pan, Bóg twój, i stamtąd cię zabierze, i sprowadzi cię Pan, Bóg twój, do ziemi, którą posiadali twoi ojcowie, i posiądziesz ją i ty, i uczyni cię szczęśliwszym i liczniejszym od twoich ojców. I [otworzy] Pan, Bóg twój, twoje serce i serce twego potomstwa, abyś miłował Pana, Boga twego, z całego serca twego i z całej duszy twojej, abyś żył. (Pwt 30, 1-6)

Te słowa zawierają nieskończoną, bożą obietnicę. Zauważmy, że nie stawiają one wielu warunków. Jest tylko jeden, zasadniczy warunek: musimy powrócić do Boga, do wszystkiego, co On nam wyjawił na Górze Synaj.

Wszystko, co jest ukryte, jest znane Bogu. Podczas nadchodzących Wielkich Świąt zachęcam was wszystkich do wyrażania przed Nim wszystkiego, co jest w nas ukryte, z całych naszych serc i z całych naszych dusz. Jeśli to zrobimy, On zwróci ku nam swe oblicze i pobłogosławi nas całą swoją szczodrością.

Szabat szalom!

Menachem Mirski- student rabinacki w Ziegler School of Rabbinic Studies, American Jewish University, Los Angeles, USA

Dewarim

Przewodnik po modlitwie dla ateisty

Refleksja nad paraszą Dewarim

Menachem Mirski 

Modlitwa stanowi ważny wyraz uczuć religijnych oraz relacji człowieka z Bogiem. Przypuszczalnie każda religijna osoba zadała sobie następujące pytanie: ile modlitwy potrzebuję w moim życiu i czy wzmacnia ona moją więź z Bogiem? Może być wiele odpowiedzi na to pytanie. Jedno możliwe podejście jest następujące: muszę dokonać tszuwy, zbliżyć się do Boga i wykorzystać religię, żeby zorganizować moje życie, bo kiedy pozwalam, żeby to świat rządził moim życiem, przynosi mi to chaos i cierpienie i pozbawia mnie poczucia sensu. Alternatywnie można też myśleć następująco: muszę się skupić na działaniu, a nie na modlitwie. Nie potrzebuję spędzać tak dużo czasu w synagodze i nie potrzebuję cały czas się modlić. Już się nauczyłem tego, co jest mi potrzebne, a teraz nadszedł czas na działanie!

Czytana w tym tygodniu porcja Tory sugeruje tę drugą odpowiedź:

Pan, nasz Bóg, przemówił do nas na Horebie: Już dosyć waszego pobytu na tej górze. Wyruszcie więc i idźcie w stronę gór Amorejczyków i do wszystkich ich sąsiadów w Araba, na pogórzu i na nizinie, w Negebie i na wybrzeżu morza, do ziemi Kananejczyków i Libanu, aż do wielkiej rzeki, rzeki Eufratu.  Oto przekazałem wam tę ziemię, która jest przed wami. Wejdźcie do niej i weźcie w posiadanie tę ziemię, którą Pan przysiągł dać waszym ojcom, Abrahamowi, Izaakowi, i Jakubowi oraz ich potomstwu po nich. (Pwt 1, 6-8)

Objawienie na Synaju dobiegło już końca. Izraelici otrzymali swoje wytyczne.  Teraz nadszedł czas, żeby iść i wdrożyć w życie boży plan. Czy jednak nakazuje im się, żeby porzucili duchowość, podbili ziemię i zajęli się wyłącznie praktycznymi sprawami? Nie, w żadnym wypadku. Bóg będzie im towarzyszył przez całą ich misję i po jej zakończeniu. Wytyczne, jakie otrzymali na Synaju wyraźnie wymieniają ich obowiązki wobec Boga, takie jak przestrzeganie Jego praw, szabatu, składanie mu ofiar etc. Będą na zawsze Jego świadkami, a On będzie ich świadkiem.

Nierzadko słyszy się dziś, jak ludzie wyjaśniają, że nie są religijni, ale są „oświeceni” czy też „uduchowieni”. Wyjaśniają, że nie potrzebują modlitwy ani nawet Boga, ponieważ, jak mówią, wystarczy „żyć w harmonii z wszechświatem”, twierdząc tym samym, że „hipoteza o istnieniu Boga” jest zbędna. Owszem, wszyscy wiemy, że sama modlitwa nie wystarczy w życiu i że aby cokolwiek w życiu osiągnąć potrzebne jest działanie. Ale czy modlitwa naprawdę nie jest konieczna? Przyjrzyjmy się temu w praktyce. Wyobraźmy sobie, że mam perspektywy na awans w pracy. Modlę się o to do Boga, ale wiem też, że nie dostanę awansu bez mojej ciężkiej pracy. A więc poza samymi modlitwami ciężko pracuję, żeby zrobić dobre wrażenie na moim szefie. Co, jeśli dostanę ten awans? Czy stanie się to dzięki bożemu błogosławieństwu, czy po prostu w efekcie mojej ciężkiej pracy? A co, jeśli nie dostanę awansu? Czy nie było to po prostu wolą Boga? Idąc jeszcze o krok dalej, jeśli wierzymy, że wszystko i tak dzieje się z powodu bożej woli, to…. po co w takim razie się modlić? Czy nie lepiej byłoby po prostu pracować w harmonii ze wszechświatem i po prostu zebrać to, na co sobie zapracujemy?

Omówmy najpierw dwa błędne założenia na temat modlitwy (błagalnej) obecne w powyższym argumencie. Po pierwsze, osoba głosząca taką tezę błędnie postrzega modlitwę jako coś magicznego, wierząc, że możemy wpływać na rzeczywistość przy pomocy samych słów i myśli, a Bóg jest zaledwie pewnym elementem w tym procesie. Kolejne błędne założenie jest takie, że jako iż nie możemy zmierzyć dokładnego wpływu bożych działań, to nie odgrywają one żadnej roli w całym tym procesie.

Czasem faktycznie mamy poczucie, że nie potrzebujemy modlitwy, aby coś osiągnąć. Stojące przed nami zadanie jest jasne i wszystko wydaje się zależeć od nas samych. Ale są też inne sytuacje, kiedy czujemy, że modlitwa jest konieczną częścią procesu. W takich sytuacjach zwykle wiemy, że zakładany przez nas cel  jest osiągalny, ale jednocześnie mamy świadomość, że po drodze możemy natrafić na pewne przeszkody i komplikacje, które będziemy musieli przezwyciężyć.  Często nie wiemy, jakie będą to przeszkody i mamy świadomość, że nie wszystko zależy od nas. Właśnie wtedy potrzebujemy modlitwy, aby się upewnić, że pomimo przeszkód osiągniemy nasz cel.

A co z tymi, którzy nie wierzą w żadną siłę wyższą? Dlaczego mieliby się modlić? Okazuje się, że modlitwa ma swoistą magiczną moc – jej cudowna właściwość polega na jej zdolności do okiełznania umysłu. Modlitwa jest wspaniałym źródłem siły i motywacji. Pomaga osiągnąć odpowiednie nastawienie i nadać rzeczom odpowiedni priorytet. Dzięki osiągnięciu odpowiedniego nastawienia i wyznaczaniu odpowiednich priorytetów unikamy prokrastynacji. Dzięki modlitwie nie zbaczamy z właściwej drogi i nie poddajemy się. Modlitwa zapewnia nas nieustannie, że cel, jaki chcemy osiągnąć, jest wartościowy i znaczący i że wszystkie przeszkody, z jakimi będziemy się mierzyć przestaną istnieć i na końcu naszej wędrówki nie będziemy nawet o nich pamiętać. Modlitwa przy wsparciu rozumu i doświadczenia czyni nas bardziej ostrożnymi i wrażliwymi oraz chroni nas przed popełnieniem oczywistych błędów.

Co więcej, modlitwa pobudza nas też niezwykle do samorefleksji: dlaczego nie udało mi się osiągnąć tego albo tamtego? Często bywa tak, że powody, dla których nie udało mi się czegoś osiągnąć, leżały w rzeczywistości we mnie samym, a nie we wszechświecie. Myślałem, że wszechświat sprzysiągł się przeciwko mnie, ale po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że główne przeszkody leżały w rzeczywistości we mnie samym: w moich nawykach, w moim zachowaniu, w moich niewłaściwych priorytetach, w złym zarządzaniu czasem, w mojej hierarchii wartości, w wyborze przyjemności, za którymi goniłem, w moim błędnym myśleniu, w mojej arogancji, w moim braku wiary, w moim lenistwie albo niewiedzy. Modlitwa ułatwiała i dalej ułatwia korzystanie z takiej mądrości życiowej, jaką udało mi się osiągnąć. Regularna modlitwa pomaga wyeliminować przeszkody obecne w nas samych, przeszkody, które są często bardziej istotne niż obiektywne wyzwania, z jakimi się zmagamy. W kontekście modlitwy zadajemy sobie też pytania na temat tego, co udało nam się osiągnąć i co chcielibyśmy osiągnąć. Są to ważne pytania na każdym etapie życia i są to pytania, nad którymi powinniśmy się regularnie zastanawiać. Regularna modlitwa najzwyczajniej sprzyja tego rodzaju wewnętrznej analizie.

Modlitwa jest też niezwykle pomocna, kiedy doświadczamy porażki. Kiedy ta więź jest wspierana przez rozum i doświadczenie, wyjaśni nam powody naszej porażki i pozwoli nam odkryć stojące za nią znaczenie.

W końcu i przede wszystkim każda modlitwa łączy nas z Bogiem i z systemem moralnym będącym naszym punktem odniesienia. Więź ta mówi nam, że w naszym życiu i w naszych celach nie chodzi tylko o nas samych.

Modląc się, uczymy się kontrolować nasze wewnętrzne życie duchowe. Kontrolowanie naszego życia wewnętrznego jest kluczowe, abyśmy mieli prawdziwą kontrolę nad naszym życiem i nad okolicznościami, w jakich żyjemy. Rzeczy, które „nam się przytrafiają” są często w rzeczywistości połączeniem zarówno niezależnych, obiektywnych okoliczności, jak i naszej reakcji na te okoliczności. Im bardziej przemyślane i znaczące są nasze odpowiedzi, tym większą zyskujemy władzę nad okolicznościami i ich konsekwencjami. W ten sposób poszerzamy granice naszej wolności. Poprzez modlitwę możemy zacząć rozumieć złożony charakter sytuacji, z jakimi się mierzymy oraz wynikające z nich pozytywne i negatywne konsekwencje.

To właśnie brak wiary i bliskiego kontaktu z Bogiem opóźniły wejście Izraelitów do Ziemi Obiecanej o 40 lat. A zatem każde wezwanie do działania powinno być rozumiane jako wezwanie do działania wraz z modlitwą. Szczera modlitwa poprawia jakość naszych działań i naszych doświadczeń. I każda modlitwa zostaje w taki czy inny sposób wysłuchana.

Szabat szalom!

Menachem Mirski- student rabinacki w Ziegler School of Rabbinic Studies, American Jewish University, Los Angeles, USA

Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka

CHOL HAMOED SUKOT

CHOL HAMOED SUKOT

Na Szabat przypadający w Sukot rabini wybrali czytanie z Tory pochodzące z 8 rozdziału księgi Dewarim (Powtórzonego Prawa), które skupia się na sposobie, w jaki Izraelici musieli spędzić (i wycierpieć) długi czas, czterdzieści lat, na pustyni.   Wydaje się to być odpowiedni tekst również dla naszej własnej kongregacji, która również w pewnym stopniu znajduje się „na pustyni”, w wynajmowanym pomieszczeniu, uzależniona od innych, z koniecznością rozpakowywania się i ponownego  pakowania za każdym razem, kiedy chcemy odprawić nabożeństwo, podobnie jak Lewici musieli ciągle ustawiać, a potem rozmontowywać Przybytek, który nieśli ze sobą przez pustynię. Można by twierdzić, że cała Europa jest z żydowskiego punktu widzenia pustynią, Midbar, nie tylko Polska i nie tylko Warszawa; tu i ówdzie znajdują się obozowiska Żydów, z których wielu przywędrowało do Europy z Północnej Afryki albo z byłego Związku Radzieckiego albo z Ameryki, albo nawet, jak na ironię, z Izraela. Obecnie w Niemczech dochodzi do dziwnej formy wymiany ludności, w ramach której każdego roku pewna liczba Żydów opuszcza Niemcy i przenosi się do Izraela, ponieważ tylko tam czują się wolni od nieustannego stresu związanego z antysemityzmem; tylko tam czują, że mogą swobodnie być Żydami i nosić kipę; jednocześnie każdego roku niektórzy Izraelczycy przenoszą się do Niemiec, ponieważ w ich przekonaniu tylko tam będą mogli się uwolnić od nieustannego stresu wynikającego z możliwości potencjalnego ataku ze strony sąsiadujących krajów, tylko tam czują się wolni od potencjalnego niebezpieczeństwa i przemocy, tylko tam czują, że mogą swobodnie podróżować. „Trawa jest zawsze bardziej zielona u naszego sąsiada”, jak głosi stare przysłowie. Z rozmysłem nie chcę tutaj  krytykować żadnej z tych grup; obie mają rację, decyzje obu stron są usprawiedliwione.

Podczas tygodniowych obchodów święta Sukot przypominamy sobie nie tylko o jesiennych zbiorach, ale również o tym, że Izraelici byli niegdyś zniewoleni i dostali szansę na to, żeby wydostać się z Egiptu i przenieść się do  innego  kraju, gdzie mieli być wolni – a przynajmniej byli wolni, aby służyć Bogu raczej niż faraonowi. Najwyraźniej niektórzy Izraelici nie byli zadowoleni z tego, że muszą  opuścić Egipt, a później narzekali, tęskniąc za jedzeniem, które wcześniej jedli z przyjemnością, za rybami, czosnkiem i cebulą; równie wyraźnie widać też, że niektóre osoby niebędące Izraelitami chętnie wykorzystały tę sposobność i przyłączyły się do grupy – byli to tak zwani „eruw raw”. Historia jest zawsze bardziej skomplikowana, niż lubią to przedstawiać populiści i nacjonaliści.

Jednak problem polega na tym, że choć Izraelici są gotowi na opuszczenie Egiptu, to nie są jeszcze gotowi na wejście do Kanaanu, zwłaszcza, że jest to kraj już zamieszkany i broniony – i mają takie poczucie pomimo tego, iż Jozue i Kaleb przekonują ich, że z Bożą pomocą wszystko jest możliwe. W konsekwencji Bóg musi czekać, aż całe pokolenie (z nielicznymi wyjątkami) wyginie. Teraz w księdze Powtórzonego Prawa Mojżesz uczy lud ich historii, historii poprzedniego pokolenia.

Jedną kwestią, na której się skupia, jest manna (po hebrajsku „man”). Bóg – mówi Mojżesz – chciał, żeby Izraelici odeszli od swojej poprzedniej diety niewolników, żeby przez jakiś czas poczuli głód, a potem żeby dostali mannę. Było to coś, czego nie znali ani oni sami, ani ich bardziej odlegli przodkowie (z których niektórzy również pracowali i żyli na pustyni). (8, 3: „weja’achilcha et-haman, aszer lo-jadata, w’lo jad’un awotejcha”). Dlaczego Bóg to zrobił? Żeby nauczyć ich, że pożywienie samo w sobie nie wystarczy; życie jako dobrze wykarmieni niewolnicy nie było prawdziwą alternatywą dla ryzyka, jakie wiąże się z wolnością. „Nie samym chlebem człowiek żyje” – żywi nas raczej wszystko to,  co przekazuje nam Bóg.

Choć istnieje szereg quasi-naukowych teorii o „chrupiącym osadzie” albo o jagodach rosnących na pustyni, nikt tak naprawdę nie wie, czym jest (albo była) manna.

Jedna miska manny została zachowana w dzbanie (Wj 16, 33) i później przechowywano ją w Przybytku jako pamiątkę z tego okresu – przypuszczalnie pozostała w nienaruszonym stanie i nie zgniła, choć od tego czasu zdążyła się gdzieś zgubić. W 16 rozdziale księgi Wyjścia zbiegli niewolnicy opuścili Elim, gdzie była woda, i weszli do Midbar Sin; właśnie tam – piętnastego dnia drugiego miesiąca po wyjściu z Egiptu – narzekają: „Obyśmy byli pomarli z ręki [Boga] w ziemi egipskiej, gdyśmy siadali przy garnku mięsa i mogli się najeść chleba do syta! Bo wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby całe to zgromadzenie zamorzyć głodem”. Bóg w odpowiedzi mówi Mojżeszowi: „Oto Ja spuszczę wam jako deszcz chleb z nieba!” – „Mamtir lachem lechem min-haszamajim”; co ciekawe, zostaje  to połączone z koncepcją rozkładu na cały tydzień – manna będzie spadać przez sześć dni, ale nie siódmego dnia, ale za to szóstego dnia zostanie dostarczona podwójna porcja, tak żeby pokryć zapotrzebowanie na siódmy dzień. Choć słowo „szabat” nie pojawia się aż do wersetu 23, jest to o dziwo pierwszy raz, kiedy wspomina się o koncepcji szabatu od czasu opowieści o Stworzeniu przedstawionej w księdze Rodzaju 2, 1-3. Obchodzenie szabatu jako micwy zostało przykazane dopiero później, w rozdziale 20!

Tego wieczoru – ale było to tylko jednorazowe, wyjątkowe wydarzenie – wylądowały migrujące przepiórki i zapewniły Izraelitom mięso, ale następnego ranka – cóż, pozwólcie, że przeczytam wam tłumaczenie:

„A z rana warstwa rosy leżała wokół obozu. A gdy warstwa rosy się podniosła, oto na powierzchni pustyni było coś drobnego, ziarnistego, drobnego niby szron na ziemi. Gdy ujrzały to [dzieci] Izraela, mówiły jeden do drugiego: Co to jest? –  bo nie wiedzieli, co to było. A Mojżesz rzekł do nich: To jest chleb, który [Bóg] dał wam do jedzenia. Oto, co rozkazał Bóg: zbierajcie z niego, każdy według tego, ile potrzebuje do jedzenia, omer na głowę. Niechaj każdy zbierze według liczby osób, które należą do jego namiotu. [Dzieci Izraela] uczyniły tak i zbierały, jedni więcej, drudzy mniej. A gdy to odmierzali na omery, ten, co zebrał więcej, nie miał nadmiaru, a ten, co zebrał mniej, nie miał braku. Każdy zebrał tyle, ile mógł zjeść. I rzekł Mojżesz do nich: Niechaj nikt nie pozostawia z tego nic do rana. Ale niektórzy nie usłuchali Mojżesza i pozostawili z tego nieco do rana, lecz to pokryło się robactwem i zacuchnęło (…). I zbierali to co rano, każdy według swojej potrzeby; a gdy słońce grzało, topniało to. Szóstego dnia zbierali pokarm w dwójnasób, po dwa omery na każdego. Wtedy przyszli wszyscy przełożeni zboru i donieśli o tym Mojżeszowi. A on rzekł do nich: Tak powiedział Pan: jutro będzie wypoczynek, poświęcony Bogu, dzień sabatu, „Szabat Kodesz l’Adonaj”. Upieczcie, co macie upiec, ugotujcie, co macie ugotować. Lecz wszystko, co zbędzie, przechowajcie do następnego rana. I przechowali to do następnego rana, jak rozkazał Mojżesz, i nie zacuchnęło to ani też nie było w tym robactwa. I rzekł Mojżesz: Zjedzcie to dzisiaj, gdyż dzisiaj jest sabat Pana; dzisiaj nie znajdziecie tego na polu (…). A dnia siódmego wyszli niektórzy z ludu, aby zbierać, lecz nic nie znaleźli” (Szemot – Wj 16, 13-27). Fragment ten jest dość niezwykły z kilku powodów, zarówno jeśli chodzi o sposób opisywania tego, co się dzieje, oraz jeśli chodzi o to, jak oszczędnie Mojżesz udziela informacji, i jak lud mimo to go nie słucha. Ale Bóg używa manny zarówno jako środka służącego do nauki, jak i do kontroli. Może Bóg też w dalszym ciągu chce mieć wolne w szabat i nie chce sobie tego dnia zawracać głowy organizacją dostawy? Izraelici muszą się nauczyć, żeby polegać na nowej dostawie każdego dnia, i muszą się też nauczyć, że istnieje wyjątek od tej reguły, jeden dzień w siedmiodniowym cyklu, kiedy pojawia się podwójna porcja oraz jeden dzień w cyklu, kiedy nic nie dostają. Manna jest również kwestią wiary oraz zaakceptowania nowego kalendarza nieznanego niewolnikom, którzy w Egipcie nigdy nie cieszyli się takimi przywilejami jak wolne dni albo święta.

Odkładając na razie na bok pytanie o to, jak byli niewolnicy z Egiptu mogli  wiedzieć, jak wygląda szron…. W wersecie 31 czytamy: „Dom Izraela nazwał ten pokarm „man”, a była ona jak ziarno kolendry, biała, a miała smak placka z miodem”. „K’zera gad lawan, wetaamo k’capichat bidwasz”. Wydaje się to być doskonały odpowiednik wysokobiałkowego, pełnego błonnika i witamin batonika muesli! W pełni zbilansowana dieta w jednym omerze pełnym białych kulek, które, niczym tofu, można ugotować.

Oczywiście nie trzeba dużo czasu, aby Izraelici znudzili się tym niekończącym się  „manem” i, wybiegając do przodu, w Lb 11, 4-6 albo oni, albo „mieszana mnogość”, „eruw raw”, narzekają: „Chcemy mięsa! Pamiętamy ryby, które mogliśmy jeść w Egipcie, i ogórki, i melony, i pory, cebule i czosnek – ale teraz nasza dusza została ususzona, a teraz opadliśmy z sił, bo nie mamy nic, tylko tę nudną mannę!!”. Co ciekawe, nie wspominają o żadnych ziarnach, choć jak wiemy to właśnie w Egipcie rosła pszenica, kiedy synowie Jakuba musieli trochę jej kupić. Następnie tekst dodaje pomocną informację dla czytelnika (nie dla Izraelitów, którzy już o tym wiedzieli!) – „Manna zaś była jak ziarno kolendry, a wygląd jej był jak żywica bdelium” („wehaman k’zera gad hu, weejneo kejn habdolach”). Czy kiedykolwiek słyszeliście o czymś takim jak bdelium? Najwyraźniej jest to jakiegoś rodzaju gumiasta żywica pochodząca z rośliny, która rośnie w Afryce i Afganistanie, ale nie na Synaju; albo może to być również brązowawy kamień szlachetny. Ale ktokolwiek to napisał, założył, że informacja ta będzie pomocna dla czytelnika!

„Ludzie wychodzili i zbierali ją, potem mełli w ręcznych młynkach albo tłukli w moździerzach. Gotowali ją w garnkach lub robili z niej podpłomyki; smak miała taki jak ciasto na oleju. Gdy nocą opadała rosa na obóz, opadała równocześnie i manna” (Lb 11, 7-9). Jest to nieomalże pierwsza żydowska książka kucharska. Manna była najwyraźniej wykorzystywana jako produkt bazowy, niczym tofu (stąd też pytanie: „Ma? Tofu Ochelecha, Jaakow?”).

W tym momencie jest to zaledwie drugi miesiąc drugiego roku od czasu wyjścia z Egiptu (patrz Lb 10, 11) widzimy więc, że po zaledwie jednym roku już im się to znudziło i narasta tęsknota za rybami, cebulami, czosnkiem i tak dalej. Jednakże, jeśli wrócimy do fragmentu z księgi Wyjścia – kiedy to przebywają poza Egiptem tylko przez jeden miesiąc! – w tekście pojawia się następnie niezwykły fragment, który często bywa przeoczany: [Dzieci Izraela] jadły mannę czterdzieści lat, aż przybyli do ziemi zamieszkałej. Jedli mannę, aż przybyli do granic ziemi kananejskiej (Wj 16, 35). Następnie mówi nam się, prawie tytułem dygresji, że omer to jedna dziesiąta efy. Chodzi jednak o to, że jest to wciąż na długo przed tym, zanim opowieść o  szpiegach i ich negatywnych doniesieniach doprowadza do tego, że Bóg decyduje, iż będą musieli czekać przez czterdzieści lat! Werset ten jest w tym miejscu anachronizmem. Dziwne jest również to, że w innych miejscach Tory dostają tak wiele instrukcji dotyczących składania ofiar z różnego rodzaju macot, chleba, oliwy, placków, owoców i zwierząt, podczas gdy wygląda na to, że oni sami byli w tym okresie wciąż ograniczeni do diety składającej się z manny!

Można się zastanawiać, czy w „Szelach lecha” w 13 rozdziale księgi Liczb Mojżesz nie powinien był po prostu powiedzieć Izraelitom: „Macie wybór: albo pójdziemy przed siebie, do Kanaanu, gdzie znajduje się kraina płynąca mlekiem i miodem, oraz gdzie są figi, winogrona i oliwki, albo będziecie musieli przez kolejne trzydzieści dziewięć lat jeść mannę!”. TAKIE postawienie sprawy mogłoby   zmienić ich nastawienie….

Kiedy przestają dostawać mannę? Odpowiedź można znaleźć w 5 rozdziale księgi Jozuego, poza samą Torą. Izraelici przeszli już w końcu przez Jordan dziesiątego dnia pierwszego miesiąca (Joz 4, 19) i weszli do Ziemi Obiecanej; świętują Pesach czternastego dnia owego miesiąca, jedząc „macot wekaluj”, „jedli z płodów ziemi przaśniki i prażone ziarno. W tym właśnie dniu, gdy jedli z płodów ziemi, rano ustała manna i synowie izraelscy nie otrzymywali już manny, lecz w tym roku jedli z plonów ziemi kananejskiej”. Być może manna nie miała hechszeru [certyfikatu koszerności – przyp. tłum.] na Pesach w Ziemi [Izraela]? Nie, to jest zbyt niepoważne…. Chodzi jednak o to, że Izraelici nie zasiali ani nie zbierali tego roku zboża, a jednak będą go spożywać. Nie znajdują się już na pustyni, nie są już uzależnieni od manny.

Omawiałem bardzo długo tylko jedną część przemówienia Mojżesza w 8 rozdziale  księgi Liczb, ale wydaje mi się, że jest to ważna koncepcja. Lud Izraela  przyzwyczaił się do „chleba spadającego z nieba.” Muszą iść i go zbierać, ale to wszystko – poza tym po prostu tam jest, przewidywalnie i niezawodnie. Ich niewidzialny „sponsor” zapewnia im to, czego potrzebują. I tak długo, jak długo są na  pustyni, jest to sprawiedliwe rozwiązanie, gdyż są nomadami i nie mają zbyt wielu możliwości, żeby sadzić, uprawiać, zbierać, młócić, oddzielać ziarna od plew i wypiekać inne rodzaje pożywienia. Nie doceniają jednak tej pomocy, a nawet zaczynają zrzędzić. Jedyne dary, jakie składają, przeznaczone są na Przybytek – ówczesny „fundusz budowlany”.

ALE – przychodzi czas, kiedy Bóg mówi: „Teraz jesteście w waszym nowym domu i nadszedł czas, żebyście zaczęli sami na siebie pracować. Chleb nie będzie już spadać z nieba i odtąd będziecie musieli odmawiać błogosławieństwo nad  chlebem, który „hamoci min-haarec” – pochodzi z ziemi. Czas polegania na zewnętrznej pomocy musi się skończyć”.

Podejrzewam, że duża część żydowskiego życia w Europie została zbudowana na tej powojennej pustyni przy użyciu zewnętrznej pomocy zarówno finansowej jak i  osobistej, w postaci książek, personelu, pomocy organizacyjnej i jeszcze innych. Żydzi w kilku krajach europejskich muszą zapewniać bardzo mało rzeczy ze swoich własnych zasobów, ponieważ synagogi, szkoły, rabini, kantorzy, mykwy, maca i organizatorzy zajęć dla młodzieży – wszyscy zdają się „spadać z nieba”, za darmo. Mojżesz w swoich przemówieniach w księdze Powtórzonego Prawa ostrzega Izraelitów, że wkrótce opuszczą Midbar i przejdą do następnego etapu; częścią tego procesu będzie nauczenie się, jak polegać w większym stopniu na samym sobie. Oczywiście będą wciąż zależni od Boga jeśli chodzi o ziemię, słońce i deszcz…. Ale chleb, który będą spożywać, będzie chlebem, na który sami będą musieli zapracować.

Zważywszy iż jestem rabinem na tej europejskiej pustyni przez prawie tyle samo czasu, przez ile Mojżesz był na  swojej, i po tym jak widziałem, jak podchodzi się do różnych spraw w tak wielu społecznościach w tak wielu krajach, zaczynam się zastanawiać, czy można znaleźć jakieś podobieństwa między tymi sytuacjami?

Chag Sameach,

Rabbi Dr. Walter Rothschild