Bamidbar

O naszym zobowiązaniu wobec Przymierza

Refleksja nad paraszą Bamidbar

Menachem Mirski

W ten szabat rozpoczynamy czytanie księgi Liczb, po hebrajsku Bamidbar (Na pustyni). Na początku paraszy Bamidbar Bóg prosi Mojżesza, żeby przeprowadził spis dwunastu plemion Izraela. Mojżesz dolicza się 603 505 mężczyzn zdatnych do służby wojskowej (w wieku od 20 do 60 lat); jednakże plemię Lewiego, liczące 22 300 jednostek płci męskiej w wieku od jednego miesiąca i starszych, zostaje policzone oddzielnie. Prawie wszystko, o czym mówi nasza parasza jest omawiane w kontekście liczb. Imiona, umiejscowienie ludzi w obozie i w obrębie hierarchii, jak również pewne zobowiązania i obowiązki – wszystko to rozważane jest w kontekście liczb.

Pierwszy werset czytanej w tym tygodniu haftary przypomina nam o obietnicy danej Abrahamowi:

„A liczba [ludu] Izraela będzie jak piasek morski, którego nie można ani zmierzyć, ani zliczyć. I będzie tak, że zamiast mówić do nich: Wy nie jesteście moim ludem, będzie się do nich mówiło: [Dziećmi] Boga żywego jesteście”. (Ozeasz 2, 1)

Ozeasz daje taką samą obietnicę Izraelitom, których Bóg chce ponownie poślubić, ganiąc ich jednocześnie (gdyż jest to jeden z fundamentalnych elementów aktywności proroczej) i formułując warunki, jakie muszą zostać spełnione, aby obietnica została dana ponownie, co można streścić jednym zdaniem: trzeba zerwać z przeszłością. Czyniąc to, Ozeasz wprowadza również pewną ważną koncepcję teologiczną: przymierze postrzegane jako małżeństwo pomiędzy Mężem i Żoną, Bogiem i Izraelem. Ta metaforyka została zaadoptowana przez późniejszych proroków, jak Izajasz czy Jeremiasz. Ale początki tej koncepcji wcale nie są takie piękne. W pierwszym rozdziale księgi Bóg nakazuje Ozeaszowi poślubić nierządnicę, Gomer, i mieć z nią dzieci. Akceptacja haniebnej roli męża żony nierządnicy jest analogią haniebnego statusu Boga będącego w związku z Izraelem. Ale z drugiej strony narracja ta pokazuje, że Bóg nie porzuciłby Izraela, nawet gdyby Go zostawili, by służyć fałszywym bogom. Pokazuje ona też, jak daleko Bóg może posunąć się, aby naprawić relację Przymierza ze swoim ludem.

Tora przyzwyczaiła nas do istnienia ścisłego związku pomiędzy płodnością i boskim błogosławieństwem. Powiedziałbym, że jest to jedno z „praw natury”, zaś to szczególne „prawo natury” zawiera w sobie również prawa boskie. Co przemawia za takim twierdzeniem? Mówię tak, gdyż sama płodność nie wystarczy dla przetrwania danego ludu, zwłaszcza jeśli mówimy o konkretnych grupach etnicznych lub religijnych. Nie jesteśmy zwierzętami, nasze przeżycie od zawsze miało wymiar polityczny. Musimy utrzymywać stabilne instytucje społeczne, musimy przestrzegać praw i zasad, tak aby zapewnić ludziom środowisko, w którym będą mogli wzrastać i się rozwijać. Musimy żyć zgodnie z pewną ideologią czy też etosem, który uznaje prawdziwe wartości, takie jak sprawiedliwość, miłość i pokój, jak również wartość samego ludzkiego życia, i to nie tylko wartość jednostkowego życia, ale również życia całej wspólnoty. Na przestrzeni historii istniały liczne plemiona, grupy etniczne i religijne albo nawet całe cywilizacje, które zniknęły z powierzchni ziemi. Jesteśmy jednym z bardzo nielicznych starożytnych ludów, które nie zniknęły. Stało się tak głównie dlatego, że nasza religia zawsze uznawała prawdziwe wartości, wartość samego życia i nigdy nie przestała czynnie wprowadzać tych wartości w życie.

Uważam, że obie te rzeczy – zarówno życie jednostkowe, jak i życie wspólnoty – posiadają z założenia taką samą wartość. Wspólnota szanująca tę równowagę jest wspólnotą, którą Bóg chce poślubić czy też poślubić na nowo, tak jak w naszej haftarze; to jest właśnie lud, wśród którego zamieszka Jego duch. Bóg rozwiódł się i rozwiedzie się ze społecznością egoistycznych ludzi, którzy dbają tylko o swoje indywidualne potrzeby i interesy. Uczyni to nie tylko z powodów etycznych: tego typu społeczności są na dłuższą metę nietrwałe; a jeśli nie są trwałe, to nie mogą wypełnić swojej części przymierza z Bogiem, które jest, z definicji, wieczne. Jest to jedna z fundamentalnych idei i przekonań w naszej religii: zostaliśmy wyznaczeni do bycia świadkami jednego, jedynego Boga i mamy pozostać świadkami na zawsze, aż do końca czasów (cokolwiek by to nie znaczyło, ale bardzo, bardzo długo). Sądzę też, że Bóg nigdy nie poślubiłby wspólnoty, która nieustannie składa w ofierze możliwości i interesy swoich jednostek na ołtarzu tak zwanego „wspólnego dobra” – wspólnoty, która popiera różne, radykalne formy kolektywizmu i nie dba o prawa jednostek.

Co to oznacza dla poszczególnych jednostek? Oznacza to, że twoje życie jest cenne, ma jednak skończony charakter. Życie, które możesz stworzyć, nie jest mniej cenne od twojego – jest z definicji równie cenne. Celem jest zachowanie pewnej równowagi pomiędzy docenianiem znaczenia swojej indywidualnej samorealizacji i docenianiem znaczenia prokreacji. Ta równowaga ma oczywiście różną postać na różnych etapach ludzkiego życia. Musimy zdobyć pewną mądrość, żeby odnaleźć tę równowagę. Na poziomie społecznym musimy osiągnąć pewną mądrość, żeby znaleźć równowagę pomiędzy prawami i marzeniami jednostek a dobrostanem wspólnoty. Taka granica może być i powinna być gdzieś wytyczona, jako że oba podejścia – zarówno radykalny indywidualizm (czyli postrzeganie i ocenianie wszystkiego wyłącznie z perspektywy danej jednostki) jak i radykalny kolektywizm (postrzeganie i ocenianie wszystkiego wyłącznie z perspektywy grupy) jest szkodliwe dla ludzi. Radykalny, bezmyślny indywidualizm krzywdzi przede wszystkim jednostki – zaś samo społeczeństwo w mniejszym stopniu, w zależności od tego, jak bardzo jest rozpowszechniony. Radykalny kolektywizm, zwłaszcza na dłuższą metę, szkodzi większości jednostek, a zatem szkodzi również samemu społeczeństwu.

Kolektywizm znalazł mocny wyraz w filozofiach politycznych takich jak socjalizm, faszyzm i komunizm. Jego radykalne odmiany istniały w praktyce w różnych systemach totalitarnych ustanowionych na przestrzeni historii. Również dzisiaj są one widoczne i realnie istniejące. Są one wprowadzane w życie w krajach takich jak Korea Północna, w islamistycznych teokracjach takich jak Afganistan i być może w mniejszym stopniu w Chinach i na Białorusi. Na Zachodzie idee kolektywistyczne są obecne w ideologiach skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych ruchów. Kolektywizm jest również obecny w tych formach polityki tożsamościowej, które przedkładają tożsamość grupową ponad jednostkową tożsamość. Tego rodzaju koncepcje są niebezpieczne, gdyż mogą łatwo skutkować przypisywaniem czegoś, co zwie się zbiorową odpowiedzialnością pewnym grupom w obrębie społeczeństwa. Nie zaprzeczam, że zjawisko takie jak zbiorowa odpowiedzialność może istnieć, ale powinniśmy podchodzić do tej koncepcji z dużą ostrożnością. Generuje ona szereg kontrowersji na wielu poziomach: metafizycznym, moralnym, psychologicznym i socjologicznym. Sytuacja jeszcze się pogarsza, kiedy w imię zbiorowej odpowiedzialności porzucamy koncepcję indywidualnej odpowiedzialności. Niemożliwa jest wtedy jakakolwiek forma sprawiedliwości, gdyż sprawiedliwość jest nierozerwalnie powiązana z odpowiedzialnością jednostkową. Jako Żydzi zbyt dobrze wiemy, jak działa w praktyce przypisywanie ludziom odpowiedzialności zbiorowej i jak tragiczne mogą być tego konsekwencje. Powinniśmy jako pierwsi odrzucić te wzorce myślenia lub przynajmniej podchodzić do nich bardzo krytycznie.

Zagrożenia wynikające z wszystkich tych radykalnych koncepcji nigdy nie znikają i nigdy nie znikną. Jest to bezpośrednia konsekwencja ludzkiej wolności: wolności myśli, wypowiedzi i działania oraz wolności egzystencjalnego samookreślenia. Wiedząc o tym wszystkim, powinniśmy jednak zdystansować się – nie tylko w wymiarze praktycznym, ale również ideologicznie, od wszelkich odmian tego typu koncepcji: radykalnego kolektywizmu, różnych form egocentryzmu i narcyzmu, jak również od ich rzekomo racjonalnych usprawiedliwień. Powinniśmy dystansować się też od grupowych form egocentryzmu i narcyzmu, które są bardzo często spotykane w naszych dzisiejszych społeczeństwach i tylko podsycają stronniczość i pogłębiają podziały. Wszystkie przekonania w stylu: “tylko ludzie z mojej grupy są naprawdę mądrzy, inteligentni i wykształceni, wszyscy inni zaś (szczególnie przedstawiciele grup, których nie znoszę) są albo szaleni, głupi albo niewykształceni” podpadają pod tę kategorię.

Bóg kocha nas tak samo jako jednostki oraz jako wspólnotę. To on odpowiada za rozwiązywanie konfliktów ludzkich interesów. Jego działania mogą być opóźnione, ale są zawsze sprawiedliwe. Ilekroć mamy poczucie, że w wyniku tych konfliktów zostaliśmy potraktowani niesprawiedliwie, przez ludzi albo nawet przez samego Boga, powinniśmy wykazać się cierpliwością i ufać, że sprawiedliwość nadejdzie. Nie oznacza to, że powinniśmy po prostu biernie czekać i nie podejmować działań w celu naprawy sytuacji. Przeciwnie, powinniśmy podejmować działania, jeśli czujemy, że są one uzasadnione. Ale wcześniejsze bycie cierpliwym i zaufanie do Najwyższego Sędziego sprawiają, że dalsze działania są bardziej przemyślane, bardziej rozsądne i zrównoważone, co jest zawsze konieczne w dążeniu do sprawiedliwości.

Szabat szalom!

Menachem Mirski- student rabinacki w Ziegler School of Rabbinic Studies, American Jewish University, Los Angeles, USA

Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka

On Jewish Unity and Diversity. Thoughts on Parasha Bamidbar

On Jewish Unity and Diversity

Thoughts on Parasha Bamidbar

Menachem Mirski

This week’s Torah portion contains a number of laws and regulations regarding the responsibilities of the representatives of each tribe of Israel in the Tent of Meeting. These regulations are only a part of the whole Code of Law which was supposed to ensure the harmonious co-existence of the tribes of Israel in Biblical times. The theme of harmony and conflict between the tribes of Israel runs through essentially the entire Hebrew Bible and it was very significant from the very beginning.

Of course it bears great importance today as well. Are we, modern Jews, a coherent and well-functioning society on a global scale? I won’t provide an answer to this question, since in essence any answer would be risky, for reasons I will discuss below.

First of all, we are greatly dispersed across the world and we are immeasurably more diverse than our biblical ancestors. This has a substantial impact on the diversity of our life-experiences, since we live within the structures of various societies which differ from one another. Our life, both in its Jewish as well as universal dimension differs depending on the place we live in; it is different in Poland, different in Sweden, different in Ukraine, in Russia, in the USA, in Israel etc., which also leads to differences in our mentality, our cultural identity, our moral and political convictions etc. Polish Jews are now substantially culturally different from German or Swedish Jews, and this is certainly true to a much greater extent when it comes to for example American Jews. We simply become imbued with the culture and mentality which surrounds us. In addition, there is also race-related diversity, although this also depends on the region of the world we live in. African-Americans, Latinos, Asians, native Americans, Sephardim and Mizrahim – namely all the non-Ashkenazim – comprise nearly 20% of American Jews. Because of all this our definitions of being Jewish also vary in different parts of the world. Even if they seem to stem from the same, rabbinical root, in practice they are slightly different in Israel, Poland, Western Europe and the US.

The above mentioned global diversity with regards to our lives and experiences may not be especially visible in our everyday life, due to which our perception of other Jews is distorted – we look at them through the lenses of our own experiences and our own worldview, and we are also influenced by the illusion that there is cultural unity among all Jews. As a result of this we often judge inadequately the actions of our brethren who live on the other side of the world, in a different cultural, political or economic reality. Our modern globalized and digitalized world often makes us believe in the illusion that in essence we know everything or at least that knowledge about everything is within our reach. As a result of this we easily extrapolate our own experiences and we draw all possible kinds of analogies. The greatest illusion of all is probably the belief that the so called Western culture or civilization is in fact a unity or one cultural monolith. Even though as a whole it was built on the same foundation (Judeo-Christian values and Enlightenment values), this view is hard to uphold, since quite a lot of local diversity can be found within this civilization as well. The apparent similarities should not obscure the differences, especially the crucial differences. For example let’s take multiculturalism – this concept seems to mean the same everywhere; but its practical implementation and implications are different in California, in Western Europe or in Israel, so in practical terms this is not the same multiculturalism. We must be intellectually flexible in order to notice the differences, instead of being lazy, since it is intellectual laziness that is, unfortunately, the main reason for ignoring differences and focusing on superficial similarities, inappropriate analogies or overgeneralizations. So for example we should not automatically assume that the political solutions which we’ve implemented in one part of the world and which have proved effective in our situation will also be effective in another part of the world, in a different culture.

Therefore political solutions as well as remedies to challenges and problems such as for example anti-Semitism will vary in different parts of the world. That is why I would suggest caution in formulating definitive diagnoses, and especially in judging the convictions, decisions and actions of our brethren living in other parts of the world than we do. In a situation when we actually don’t know much about their every-day life and experiences it’s better to assume that they are completely aware of the reality which surrounds them and that they know what they are doing.

One of the challenges which all Jews face today is – especially in the Western world – the growing lack of recognition of the state of Israel as an integral part of Jewish life and Jewish identity. After 2000 years of a continuous spiritual connection with our ancestral homeland we are witnessing in our societies an increasingly widespread disappointment in this idea or permanent conflicts and antagonisms concerning this notion. As a result of this Diaspora Jews are more and more often distancing themselves from recognizing their ties with Israel, ties which are indispensable and in fact bear great significance.

Some of the reasons behind this state of affairs are – besides the tendencies I discussed above – our widespread quite schematic knowledge of history as well as – what often goes hand in hand with it – a proneness to form very simplified, one-dimensional, binary media narratives about the current political situation in Israel and the Israeli-Palestinian conflict. In spite of the global rise in anti-Semitism, the negative rhetoric surrounding Israel and also some other difficult issues we are struggling with in this context, Israel remains an eternal and integral part of Jewish life and of our identity. As it was adequately expressed by Elana Yael Heideman, PhD:

We don’t all have to have the same background, political leanings or opinions. Yet we are all part of the story of Am Yisrael. No geographical or political divide can diminish the significance of that.

This is true whether or not we actively embrace this. The magical thing is that, when we do fully embrace this, we become stronger – as individuals and as a community.

Whether we like it or not, we must recognize the state of Israel as an important, if not fundamental, element of our Jewish life, since our fate as a Diaspora community also depends on its physical existence. If an independent and sovereign state of Israel had existed before World War II, then either there would have been no Holocaust at all or a significantly lower number of victims would have perished in it.

Of course this doesn’t mean that we have to speak unanimously (this would in fact be unimaginable, considering our tradition) or be uncritical when it comes to ideological or political matters. I personally believe in the enormous unifying power of our history; this is not an unsubstantiated belief, as from time to time I have a chance to observe how that unifying power works in practice. In my opinion it counteracts various radicalisms and all kinds of decentralist tendencies. Our stories and the narratives of our religion are not only a source of our identity – but also of our unity. By loving our tradition we learn to love other Jews. At the basis of our internal diversity and multiculturalism there is something which unifies us – namely our common history – thanks to which despite our many differences we remain a unity. Our internal multiculturalism can be – and perhaps even should be – a model for other multiculturalisms across the world. Since in order for multiculturalism to persist over time it must have at least one modest, but at the same time fundamental narrative which everyone can understand, which unifies people of different cultures and which expresses the general structure of our common human values.

 

Shabbat Shalom.

Translated from Polish by: Marzena Szymańska-Błotnicka

Menachem Mirski

O żydowskiej jedności i różnorodności Refleksja nad paraszą Bamidbar

O żydowskiej jedności i różnorodności

Refleksja nad paraszą Bamidbar.

Menachem Mirski

Porcja Tory przeznaczona na ten tydzień zawiera szereg praw i regulacji dotyczących obowiązków przedstawicieli poszczególnych plemion Izraelskich w Namiocie Spotkania. Regulacje te to jedynie część całego kodeksu praw, którego celem było harmonijne współżycie plemion Izraelskich w czasach biblijnych. Wątek harmonii i konfliktu pomiędzy plemionami izraelskimi przewija się w zasadzie przez całą Biblię hebrajską i od samego początku był on ważki w swoim charakterze.

Jest on oczywiście bardzo istotny także dzisiaj. Czy my, współcześni Żydzi, stanowimy spójną i dobrze funkcjonującą – w wymiarze globalnym – społeczność? Nie odpowiem na to pytanie, bowiem jakakolwiek odpowiedź na nie jest w istocie karkołomna, z przyczyn, które omówię poniżej.

Przede wszystkim jesteśmy bardzo po świecie rozproszeni i nieporównywalnie bardziej zróżnicowani od naszych biblijnych przodków. To niebagatelnie wpływa na różnorodność naszego życiowego doświadczenia, bowiem żyjemy w strukturach różnych, odmiennych od siebie społeczeństw. Nasze życie, zarówno w wymiarze żydowskim, jak i uniwersalnym, jest odmienne w zależności od miejsca, w którym żyjemy; jest inne w Polsce, inne w Szwecji, inne na Ukrainie, w Rosji, w USA, Izraelu itd, co różnicuje także naszą mentalność, kulturową tożsamość, nasze przekonania moralne, polityczne itd. Żydzi Polscy są już w pewnym istotnym stopniu kulturowo odmienni od Żydów niemieckich czy szwedzkich, a z pewnością w dużo większym stopniu od np. Żydów amerykańskich. Po prostu nasiąkamy otaczającą nas kulturą i mentalnością. Jesteśmy też zróżnicowani rasowo, choć to też zależy od regionu świata, w którym żyjemy. Afroamerykanie, Latynosi, Azjaci, rdzenni Amerykanie, Sefardyjczycy i Mizrahi – czyli wszyscy nie-Aszkenazim – stanowią blisko 20% Żydów w Ameryce. W związku z powyższym również nasze definicje bycia Żydem są różne w różnych zakątkach świata. Nawet jeśli zdają się wyrastać z tego samego, rabinicznego korzenia, w praktyce są one nieco odmienne w Izraelu, Polsce, Europie Zachodniej i USA.

Powyższa, globalna różnorodność naszego życia i doświadczenia nie jest dla nas na codzień specjalnie widoczna, przez co nasze postrzeganie innych Żydów jest wypaczone przez pryzmat naszych własnych doświadczeń, wizji świata oraz iluzję kulturowej jedności ze wszystkimi Żydami. W wyniku tego często nieadekwatnie oceniamy działania naszych braci żyjących na innym krańcu świata, w innej rzeczywistości kulturowej, politycznej czy ekonomicznej. Współczesny zglobalizowany i zinformatyzowany świat często karmi nas ułudą, że wiemy w zasadzie wszystko, a przynajmniej, że wiedza o wszystkim jest w zasięgu ręki. Dzięki temu łatwo ekstrapolujemy nasze własne doświadczenia i snujemy wszelkiego rodzaju analogie. Największym prawdopodobnie złudzeniem jest wiara, iż tak zwana kultura czy cywilizacja Zachodu stanowi jedność, kulturowy monolit. Mimo faktu, że jest ona w całości zbudowana na tych samych fundamentach (wartości judeochrześcijańskie i wartości oświeceniowe) jest to trudny do utrzymania pogląd, bowiem owa cywilizacja sama w sobie jest lokalnie dość zróżnicowana. Ewidentne podobieństwa nie powinny nam przesłaniać różnic, zwłaszcza istotnych różnic. Weźmy na przykład wielokulturowość – pojęcie to wydaje się znaczyć wszędzie to samo; jednakże jej praktyczne implementacje i implikacje są odmienne w Kalifornii, Zachodniej Europie czy Izraelu, w praktyce więc nie jest to ta sama wielokulturowość. Musimy być elastyczni intelektualnie, żeby widzieć różnice, a nie leniwi, bo to lenistwo intelektualne jest, niestety, głównym źródłem ignorowania różnic, koncentracji na powierzchownych podobieństwach, chybionych analogii czy przesadnych generalizacji. Nie powinniśmy więc np.  automatycznie zakładać, iż rozwiązania polityczne, które przyjęliśmy w jednym miejscu świata, i które działają u nas skutecznie, będą skutecznie działać w innym miejscu na świecie, innym kręgu kulturowym.

Tak więc rozwiązania polityczne, jak i odpowiedzi na wyzwania i problemy, takie jak np. antysemityzm będą się różnić w różnych miejscach na świecie. Dlatego zalecałbym ostrożność w stawianiu definitywnych diagnoz, a zwłaszcza w osądzaniu przekonań, decyzji oraz działań naszych braci mieszkających w innych aniżeli my, zakątkach świata. W sytuacji w której wiemy tak naprawdę niezbyt wiele o ich codziennym życiu i doświadczeniu, lepiej jest założyć, że są oni absolutnie świadomi rzeczywistości, która ich otacza i wiedzą co robią.

Jednym z wyzwań, przed którymi wszyscy Żydzi dziś stoimy, jest rosnący, zwłaszcza na Zachodzie, brak uznania państwa Izrael jako integralnej części żydowskiego życia i żydowskiej tożsamości. Po 2000 latach stałego, duchowego połączenia z naszą ojczyzną przodków jesteśmy świadkami coraz bardziej powszechnego rozczarowania tą ideą, lub też trwałych wobec tej idei sporów i antagonizmów mających miejsce w naszych społecznościach. To sprawia, że Żydzi diaspory coraz częściej dystansują się od uznania ich związku z Izraelem, związku niezbywalnego i mającego w rzeczywistości istotne znaczenie.

Jednymi z przyczyn zaistniałego stanu rzeczy są, oprócz tendencji, które wskazałem powyżej, nasza dość schematyczna powszechnie wiedza z zakresu historii oraz, co często idzie z tym w parze, podatność na bardzo uproszczone, jednowymiarowe, binarne narracje medialne na temat obecnej sytuacji politycznej Izraela i konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Pomimo globalnego wzrostu antysemityzmu, negatywnej retoryki skupionej wokół Izraela i innych trudnych kwestii, z którymi się w tym kontekście borykamy, Izrael pozostaje wieczną i integralną częścią żydowskiego życia i naszej tożsamości. Jak trafnie ujęła to dr Elana Yael Heideman:

 We don’t all have to have the same background, political leanings or opinions. Yet we are all part of the story of Am Yisrael. No geographical or political divide can diminish the significance of that.

This is true whether or not we actively embrace this. The magical thing is that, when we do fully embrace this, we become stronger – as individuals and as a community.

Chcąc nie chcąc musimy uznać państwo Izrael za ważny, jeśli nie fundamentalny, element naszego żydowskiego życia, bowiem od jego fizycznego istnienia zależą również nasze losy jako społeczności w diasporze. Gdyby istniało niepodległe i suwerenne państwo Izrael przed II wojną światową, to albo nie byłoby Holokaustu wcale, albo pochłonąłby on znacznie mniejszą ilość ofiar.

Nie oznacza to oczywiście że mamy być jednomyślni (jest to rzeczy zupełnie nie do pomyślenia w kontekście naszej tradycji) czy bezkrytyczni w kwestiach ideowych i politycznych. Osobiście wierzę w ogromną, jednoczącą moc naszej historii; wiara ta nie jest bezpodstawna, obserwuję od czasu do czasu, jak owa jednocząca moc  działa w praktyce. W moim odczuciu przeciwdziała ona radykalizmom i różnego rodzaju tendencjom odśrodkowym. Nasze historie i narracje naszej religii są nie tylko źródłem naszej tożsamości, ale także – naszej jedności. Kochając naszą tradycję uczymy się kochać innych Żydów. Nasza wewnętrzna różnorodność i multikulturowość posiada u swoich fundamentów coś, co nas jednoczy – naszą wspólną historię – sprawia, iż pomimo wielu różnic stanowimy jedność. Nasza wewnętrzna wielokulturowość może być – a może nawet być powinna – wzorem dla innych wielokulturowości na świecie. Wielokulturowość bowiem, ażeby była trwała, musi posiadać choćby jedną, skromną, ale zarazem fundamentalną, zrozumiałą dla wszystkich i jednoczącą ludzi różnych kultur narrację, wyrażającą ogólną strukturę naszych wspólnych, ludzkich wartości.

 

Szabat Szalom

Menachem Mirski