Haazinu

HAAZINU

Rabin dr Walter Rothschild

„Haazinu” – 32 rozdział księgi Powtórzonego Prawa – znajduje się prawie na końcu Tory, na końcu wszystkich pięciu ksiąg, i stanowi wyraz czegoś, co można by określić mianem „łabędziego śpiewu” Mojżesza – termin ten wywodzi się z legendy, wedle której łabędź na krótko przed śmiercią „odśpiewuje” piękną pieśń – a potem umiera.

Pieśń, którą śpiewa Mojżesz i której uczy lud jest dziwnym, długim i miejscami powtarzającym się utworem. Niesie ona jednak w sobie również silne przesłanie. Mojżesz zaczyna od wezwania niebios i ziemi, żeby słuchały jego pieśni. Bóg zostaje opisany jako doskonały, wierny i sprawiedliwy; cechom tym przeciwstawia się następnie zachowanie ludu, który zbyt łatwo zapomina o błogosławieństwach, którymi on sam albo jego przodkowie cieszyli się w przeszłości. Kiedy ludzie stali się nasyceni i zadowoleni – zapomnieli o Bogu. Zwrócili się do innych bogów i to właśnie IM podziękowali za swoją dobrą sytuację. Nie powinno chyba nikogo dziwić, że zachowanie to sprowokowało gniewną reakcję Boga. Bóg grozi, że zniszczy lud, jako że zasłużył właśnie na taką karę. Następnie w wersecie 26 pojawia się niezwykłe wyznanie wyjaśniające, jaki czynnik powstrzymuje Boga od podjęcia takiego kroku: obawa, iż mogłoby to wywrzeć negatywne wrażenie na innych ludach! A ponadto, że wrogowie Izraela mogliby arogancko uznać, że oni i tylko oni mogą przypisać sobie zasługę za to zniszczenie, w związku z czym rola odegrana przez samego Boga mogłaby zostać przeoczona! Gdyż jeśli Izrael zachowuje się głupio, to wrogowie Izraela są nawet jeszcze głupsi!

Nasuwa się w tym kontekście wiele pytań natury teologicznej – nie tylko dla ówczesnych Izraelitów, ale dla całej późniejszej historii żydowskiej. Tak, dochodzi do wielu nieszczęść, dochodzi do wygnań, klęsk, zesłań, pogromów; miasta i świątynie zostają zniszczone; jest wiele, bardzo wiele sytuacji wzbudzających rozpacz i smutek. A jednak tutaj – mówi Mojżesz – mamy powód wyjaśniający, dlaczego takie rzeczy mogą się wydarzać: ponieważ Bóg pozwala na to, żeby do nich dochodziło, a być może nawet sam doprowadza do tego, że się wydarzają! Bez czynnego uczestnictwa Boga żaden z licznych wrogów Izraela nie byłby w stanie nad nim zatriumfować! Mogą SĄDZIĆ, że są wielcy, silni i zdolni pokonać Izrael, a zatem pokonać również Boga Izraela, ale w rzeczywistości udaje im się odnosić zwycięstwa tylko dlatego, że Bóg Izraela zdecydował, że tak powinno być – ponieważ to Bóg chce, żeby lud został ukarany za swoje występki.

      Przyznaję, że takie podejście wydaje mi się dość uproszczone, dość czarno-białe – a w istocie naiwne – ale czy dysponujemy lepszym? Czy potrafimy znaleźć lepsze wyjaśnienie dla niektórych z wielu ciężkich sytuacji, jakie przydarzyły się  Żydom na przestrzeni stuleci – jakieś wytłumaczenie inne niż to, iż jest to część Bożego planu? Planu, który niekoniecznie rozumiemy? Czy wolelibyśmy raczej wierzyć w Boga, który wprawdzie chciał nie dopuścić do zajścia tego typu wydarzeń, ale nie był w stanie tego zrobić, gdyż był zbyt słaby, został wyprowadzony w pole, przegrał z liczniejszym przeciwnikiem albo został pokonany przez kogoś silniejszego?

Oczywiście teologia byłaby o wiele łatwiejsza, gdyby docierały do nas zawsze tylko dobre wieści, gdyby żniwa były zawsze obfite, pogoda dokładnie taka, jakiej byśmy sobie życzyli, gdyby wszystkie sąsiadujące z nami państwa były miłe, przyjazne i pokojowo nastawione…. Gdyby wszystkie doniesienia z frontu wskazywały na to, że odnieśliśmy kolejne spektakularne zwycięstwo…. Gdyby kraj cieszył się niekończącym się pokojem, bez żadnego poczucia zagrożenia ani niebezpieczeństwa…. Istnieją i zawsze istnieli fałszywi kaznodzieje i fałszywi prorocy, którzy przemawiają właśnie w taki sposób…. Problem polega na tym – mówi Mojżesz – że to właśnie wtedy, kiedy wszystko się tak dobrze układa, zachodzi największe prawdopodobieństwo, że ludzie zapomną o Bogu i zapomną, że powinni być wdzięczni za otrzymane błogosławieństwa; będzie dokładnie odwrotnie – przestaną je doceniać albo będą przekonani, że ich sukces wynika w całości wyłącznie z ich własnych wysiłków…. Popadną w samozadowolenie i pogrążą się w niewdzięczności, dumie i arogancji.

Konieczne jest tutaj zachowanie subtelnej równowagi pomiędzy przyznaniem, że jesteśmy odpowiedzialni za nasze własne działania, a z drugiej strony  przyznaniem, że jednocześnie jesteśmy częścią Bożego stworzenia, że we wszechświecie istnieją zasady niezależne od tych, które sami dla siebie ustanawiamy. Do pewnego stopnia również nasza obecna debata dotycząca klimatu i naszej planety stanowi odzwierciedlenie omawianego tu zjawiska. Jeśli tak bardzo przywykniemy do braku umiarkowania, do nadmiaru i luksusu, do tego, że mamy prawo wyrzucać zdatne do spożycia jedzenie, bo jesteśmy nasyceni, że mamy prawo zużywać zasoby naturalne, których nie da się zastąpić, że mamy prawo produkować złożone części składowe albo maszyny zaprojektowane w taki sposób, że nadają się tylko do jednorazowego użytku, a potem trafiają na śmietnik, że mamy prawo niszczyć wszystko, na co tylko będziemy mieć w danej chwili ochotę – jeśli będziemy tak postępować, to w końcu nadejdzie czas, kiedy stanie się dla nas jasne, że przyjdzie nam za to zapłacić. I ten czas właśnie nadchodzi.

Pieśń Mojżesza ma jednak coś, co moglibyśmy nazwać „szczęśliwym zakończeniem” – choć jest to w istocie dość makabryczne zakończenie, jako że rozlana krew zostanie pomszczona, a wrogowie Izraela, których Bóg wykorzystał, żeby ukarać Izrael, sami zostaną ukarani przez Boga za swoją brutalność. Nie jest to szczęśliwe zakończenie w takim sensie, że wszędzie nastaje pokój i harmonia; w istocie pojawia się tam przerażająca, quasi-prorocza sugestia, iż cykl ten może po prostu trwać dalej.

Jednakże życie samego Mojżesza dobiegło już końca. Po tym, jak zaśpiewał tę pieśń i nauczył jej innych, Mojżesz nakłada na lud obowiązek przekazywania tych nauczań dalszym pokoleniom, a następnie przygotowuje się do swojej własnej śmierci. Cokolwiek by się wydarzyło później, nie będzie to JEGO problem. Zrobił wszystko, co było w jego mocy, żeby nauczać, ostrzegać i przygotować lud na to, co przyjdzie potem. Teraz sami muszą wziąć za siebie odpowiedzialność.

A my, którzy dzisiaj obchodzimy w tym miejscu szabat, który przypada tuż po indywidualnej refleksji i pokucie towarzyszącym Jom Kipur oraz tuż przed rozpoczęciem tygodniowych obchodów święta Sukot, również jesteśmy częścią owej ciągłości – i nie możemy o tym nigdy zapomnieć.

Szabat szalom,

Rabbi Dr. Walter Rothschild.

 

Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *