Pęknięcie w społeczeństwie

Pęknięcie w społeczeństwie

Refleksja nad paraszą Korach

MENACHEM MIRSKI

Parasza na ten tydzień opisuje zalążek rewolucji, która poniosła całkowitą klęskę. Korach podżega do buntu, kwestionując przywództwo Mojżesza i przyznanie kapłaństwa Aaronowi. W przedsięwzięciu tym towarzyszą mu nieprzejednani wrogowie Mojżesza, Datan i Abiram. Dołącza do nich 250 członków wspólnoty, którzy ofiarowują święty ketoret (kadzidło), aby udowodnić, iż są godni kapłaństwa. W kulminacyjnym momencie tej historii pęka ziemia i połyka buntowników, a ogień pochłania pretendentów do kapłaństwa. Rozgniewany Bóg posyła też plagę, w wyniku której ginie jeszcze 14700 Izraelitów.

Nie będziemy tutaj debatować, czy owe wydarzenia rzeczywiście miały miejsce i jak to się stało, że ziemia nagle się rozstąpiła etc. Taka debata nie jest celowa, bowiem Biblia to przede wszystkim zbiór historii, które mają na celu przekazanie nam pewnych mądrości. W tym m.in. celu historie te były spisywane – aby przekazać pewne przesłania przyszłym pokoleniom. Mądrość i przesłanie tekstów Biblii kryje się często pod dosłownymi treściami jej opowieści. Nie inaczej jest w tym przypadku. Zaproponuję tutaj następującą interpretację: nie pytajmy jak to fizycznie możliwe, że ziemia nagle pękła. Odpowiedzmy na pytanie dlaczego, według narracji biblijnej, owa ziemia pękła. Odpowiedź brzmi: pęknięcie ziemi było wynikiem pęknięcia w społeczeństwie.

I tutaj postawię tezę, znaną wielu uczonym zajmującym się naukami społecznymi: pęknięcia w społeczeństwach, jeśli ignorowane, ostatecznie zawsze prowadzą do katastrof. Odpowiedzi na pytania co należy robić, by tym pęknięciom zapobiec, jak należy je niwelować i im przeciwdziałać to oczywiście tematy na rozległe rozprawy i opracowania naukowe. W to również nie będziemy się tutaj zagłębiać. Ale ponieważ religie, w tym judaizm, istnieją po to, żeby nas wychowywać i przystosowywać do życia w świecie po udzielanie nam względnie prostych, praktycznych i zrozumiałych dla każdego odpowiedzi, przedstawmy jedną z instrukcji, jaką w tej kwestii udziela nam Talmud Babiloński:

„Mędrcy nauczali w tosefcie: Niech ten, kto widzi duże zbiorowisko Izraelitów, wyrecytuje słowa: błogosławiony Ten, który zna wszystkie sekrety. Dlaczego? Bo widzi wszystkich członków narodu, których umysły różnią się między sobą i których twarze różnią się między sobą, a Ten, który zna wszystkie sekrety, czyli Bóg, wie, co znajduje się w sercu każdego z nich. Gemara relacjonuje: Ben Zoma zobaczył kiedyś duże zbiorowisko [okhlosa] Izraelitów, podczas gdy stał na stopniu na Wzgórzu Świątynnym. Natychmiast wyrecytował: błogosławiony Ten, który zna wszystkie sekrety i błogosławiony Ten, który stworzył to wszystko na mój użytek.

Wyjaśniając ten swój zwyczaj, mówił: Ile wysiłku musiał włożyć Adam, pierwszy człowiek, zanim miał do dyspozycji chleb do jedzenia: orał, siał, żął, wiązał w snopy, młócił, przesiewał, oddzielał ziarno od plew, mielił ziarno na mąkę, przesiewał, wyrabiał i piekł, a dopiero później jadł. A ja, z drugiej strony, budzę się rano i znajduję to wszystko już dla mnie przygotowane. Ludzkie społeczeństwo wprowadziło podział pracy i każda jednostka czerpie korzyści z usług świadczonych przez resztę. Podobnie, ile wysiłku musiał włożyć Adam, pierwszy człowiek, zanim sprawił sobie ubranie? Strzygł, prał, rozczesywał, prządł i tkał, i dopiero potem miał do dyspozycji odzienie. A ja, z drugiej strony, budzę się i widzę, że to wszystko jest już dla mnie przygotowane. Członkowie wszystkich narodów, handlarze i rzemieślnicy, sumiennie przychodzą pod drzwi mojego domu, a ja budzę się i widzę wszystkie te rzeczy przede mną”  (Talmud, Berachot 58b).

Powinniśmy zatem błogosławić społeczeństwa, w których żyjemy, bez względu na ludzkie wady i niedoskonałości, z którymi spotykamy się w nich na co dzień. Stanowimy bowiem jedność, bez której nie potrafilibyśmy żyć, choć na co dzień tego nie zauważamy. Postawa, którą przedstawia nam tutaj Talmud  jest też anty-elitarystyczna. Nie ma w niej miejsca na pogardę tych “na górze” względem tych na dole i to w różnych aspektach: materialnym, społecznym czy intelektualnym. Nie ma więc miejsca na pogardę bogatych wobec biednych, sytuowanych wobec niesytuowanych a także ludzi intelektu wobec ludzi prostych. Wszystkie negatywne relacje społeczne tego rodzaju powinny być wyeliminowane.

Wystarczy rzucić okiem na nasze społeczeństwa by się przekonać, jak daleko są one od tego ideału. Pogarda bogatych wobec biednych jest czymś, co jest na porządku dziennym. Owszem, w „bardziej cywilizowanych” społeczeństwach nie jest ona zwykle wyrażana otwarcie. Co nie znaczy, że jej nie ma. W wielu środowiskach ludzi dobrze sytuowanych po prostu nie rozmawia o „problemach reszty społeczeństwa”. Ludzie, którzy nie odnieśli w życiu „sukcesu” (przez który rozumiemy zwykle wysoki status materialny i co za tym zwykle idzie – społeczny) są „sami sobie winni”. Dramat „ludzi sukcesu” zaczyna się wtedy, gdy ci „sami sobie winni” zaczynają stanowić większość w danym społeczeństwie. Nadmierne rozwarstwienie społeczeństw zawsze, prędzej czy później, prowadzi do katastrofy. Znamy to dobrze z historii. Arogancja arystokracji i innych ludzi „wyższych sfer” wielokrotnie była przyczyną rewolucji, w których ta właśnie arystokracja kończyła marnie. Nagle okazywała się być całkowicie bezbronna wobec „rządnego krwi” tłumu.

Podobnie rzecz się ma z arogancją ludzi intelektu i tzw. wysokiej kultury. Wciąż często, choć bardzo rzadko otwarcie – tego wymaga od nich kultura – pogardzają ludźmi prostymi i nie dostrzegają ich problemów. Owszem, zwykle dlatego, że mają własne. Ale własne problemy nie zwalniają nas z obowiązku bycia wrażliwymi na problemy innych. To właśnie owo „lekceważenie tłumu” jest często przyczyną jego buntu przeciw jego intelektualnym elitom. Konsekwencje takiego buntu są zazwyczaj dramatyczne i to dla ogółu społeczeństwa.

Ale wróćmy do naszej paraszy. Mamy w niej zalążek rewolucji, która całkowicie przegrała, bowiem była rewoltą przeciwko Bogu. Nie twierdzę, że to zachowanie Mojżesza i Aarona spowodowało bunt Koracha i jego stronników, ale gniew mamy tutaj po obu stronach, i po stronie wielokrotnie frustrowanych Izraelitów, i po stronie Wiekuistego. To właśnie nieprzejednanie i brak chęci dialogu z obu stron doprowadziło do katastrofy. Ostatecznie cel, jaki miał Bóg, został oczywiście zrealizowany, ale za cenę życia ponad 15000 Izraelitów, w tym ludzi kompletnie niewinnych, w tym kobiet i dzieci.

Historia zna wiele przypadków, które zaczęły się od rzekomo niegroźnych pęknięć i niesprawiedliwości, a skończyły się dramatem i śmiercią setek, tysięcy a nawet milionów niewinnych ludzi. Przypomnijmy więc raz jeszcze słowa błogosławieństw z traktatu Berachot: „Błogosławiony Ten, który zna wszystkie sekrety i błogosławiony Ten, który stworzył to wszystko na mój użytek”.

Miejmy je w pamięci i wypowiadajmy je zawsze, gdy zobaczymy tłum nastawionych pokojowo do świata – i do innych – ludzi. Także, a nawet przede wszystkim, jeśli (pokojowo) wobec czegoś protestują.

Szabat szalom!

Menachem Mirski- student rabinacki w Ziegler School of Rabbinic Studies, American Jewish University, Los Angeles, USA.
Menachem Mirski is a Polish born philosopher, musician, scholar and international speaker. He earned his Ph.D. in Philosophy and is currently studying to become a Rabbi at the Ziegler School of Rabbinic Studies. His current area of interests focus on freedom of expression and thought as well as the laws of logic as it pertains to the discourse of ideology and social and political issues. Dr. Mirski has been a leader in Polish klezmer music scene for well over a decade and his LA based band is called Waking Jericho.

KORACH

KORACH

Rabbi Walter Rothschild

As many of you know by now, I have a very different, very personal way of looking at biblical texts than do the traditional writers of Midrash. It is also important for me to teach and urge others to learn their own personal way as well. It is not enough to say just ”Rashi says…” or ”Rambam says” or ”the Midrash says”. One has to look at a text carefully and deeply and then feel confident enough – though never over-confident! – to add ”but I also think the following…”

The Sidra ’Korach’ describes a difficult, indeed defining moment in the history of the Israelites in the wilderness. The big question is: Who has the authority to lead, and Who gave them that authority?  If I may add a 'Spoiler Alert’ here, I can tell you that by the end of this episode it is clear that Moses has the authority and that God gave it to him! But this was perhaps not totally clear beforehand and although the traditional commentators make Korach out to be a bad man, a demagogue, selfish, power-hungry and worse – and indeed he was all these! – at the same time he had a point.

As always, Context is important.  In the chapters before this, in the Book of Numbers chapters 13 -14, a lot of things have gone wrong, badly wrong. The people have lost their direction and their hope. First has been the incident with the Spies who returned from their mission with an overwhelmingly negative report. ”This land that Moshe is leading us to,” they say – or at least ten of the twelve say – ”Is impossible to conquer; It is heavily fortified and the soldiers there are enormous! We may as well give up now and turn round and go back!” What would this mean? Abandoning the whole exercise. Of course one can NOT go back to the previous situation and a moment’s thought should have made them realise this; they will not be able to cross over or through the Reed Sea again, or return to their previous status as slaves – Egypt is but a relic of what it once was, the army has been destroyed, the crops destroyed by hail and locusts, the domestic animals destroyed by plague and hail, the priesthood severely damaged and discredited – no, Going Backwards is not REALLY an option. It just seems like one. On the principle of ”Better the devil you know….”

So often in Politics we see a tendency to go backwards, not forwards. One feels that forwards lies the Unknown and Backwards the Known but actually – Backwards is just as Unknown now as Forwards, because the world has changed since one was back there….

Then God had become angry and God decided at first to kill the people where they are – in the desert. Moshe successfully manages to persuade God NOT to do this and instead of a Death Sentence they get a Life Sentence – they will not be killed by divine punishment but, nevertheless, they will have to stay where they are, going neither backwards nor forwards, until another generation has grown up, one prepared to take on the challenges, one not so affected by nostalgia, one that has grown up tough and free from a slave mentality. Which sounds very good in theory but leaves the 600,000-plus (they were counted at the beginning of the book) plus their families in rather a dark hole. What can they do, what should they do, what sort of God is this invisible, nameless, image-less Being whom Moshe always keeps quoting? Moshe, the man who turned up one day from nowhere and turned the entire Egyptian society and economy upside down? Who promised to free them but did not even share their language or their experiences? Did he not promise to lead them to a marvellous future and has he not now let them down drastically? They even try to talk to God direct, but God rejects their approach and their apology (Numbers 14:40-45) and instead they are defeated again by Amalekites and Canaanites.

And then – something horrible happens. A man is caught gathering firewood on a Sabbath day. (Num. 15:32-36). Not, you might think, a major sin. Admittedly Observance of the Sabbath is one of the Ten Commandments and therefore has the same legal status as a prohibition on Murder or Adultery or Idolatry, but most of us would feel ”No-one else is hurt, so why make a fuss?” The people who come eagerly to Moshe dragging the unfortunate man however and denouncing him see it differently. Why? Are they perhaps still hoping to impress God and so persuade God to change His mind after all?  Moshe also seems to be at a bit of a loss what to do. His leadership style consists so often of saying ”Stand right there, I’ll go and check with God!” and going alone into a tent to get some ruling.

The divine decision is: The man is to be executed!” ”Mot yumat”,You will surely ensure that he dies. (Clearly this execution is NOT classed as Murder). This is horrible in many ways. The poor chap gets no chance to apologise or repent, he gets no Defence Counsel, and rather than God killing him – something which God could clearly do – for example to send him a lightning bolt or a heart attack – God makes the People do the actual killing. The fact that they seem so willing to do it is also relevant. Bizarrely this comes just after a series of commands in 15:27-29 as to what someone who commits a sin through error should do, to make things right again!

At which point – Chapter 16:1 – something snaps for Korach. He has quite a few supporters, people who – in tribal leadership roles – perhaps feel also they should also have been consulted? Moshe has now 'raised the stakes’ – rather than just talking about punishment for sin, rather than just threatening that God would punish Israelites for committing sins – now Moshe has taken on the role of God’s mouthpiece, insisting that a human life be taken away because of a sin. But why, how, from where does he have this authority? Why is he enabled to appoint his own tribe Levi as the priests and his own brother Aharon as the High Priest? Let us be honest, it does all look rather suspicious….

Korach’s words are well known. ”Rav lachem!” he says to Moshe and Aharon. ”You are getting too big for your own good – and for ours. Aren’t we ALL part of this holy people, aren’t we ALL entitled to be consulted?” The story is known and will be read from the Torah so I will not give it all here, but it is clear that God now sees that only direct divine intervention will work. Back in Exodus, at the time of the Golden Calf, Moshe could call upon some of the Israelites to attack and massacre others (Ex. 32:26-28) – but this will not work now. Something more dramatic, more melodramatic, more decisive and final is required. So Korach and his immediate followers are swallowed up alive, buried alive, and others are burned (16:32-35). Now it is clear: ”Do not mess about with God!” (There was an earlier event in Leviticus 24:10-23 in which a mixed-up, mixed-birth 'Half-Israelite’ curses God during a fight and is also brought for execution; but maybe this is more understandable….).

There are so many messages one can take from this – all I can do is to point out that Korach – to my mind – was indeed entitled at least to query, to challenge. Moshe was already over 80 and showed no signs of wanting to retire! Leadership of a People is a complex and demanding issue. Later on there will be Joshua and then several Judges and then a Monarchy – the word ’Monarchy’ means simply 'Only ONE person rules’, it is the same effectively as Dictatorship, as a One-Party State. We know that many secular leaders have claimed divine authority for their being on the throne, have claimed to represent God. I, as a British citizen, even have a Queen who ex-officio heads the State Church! (I wonder what it is like to have to preach at Sandringham Church or the chapel at Windsor Palace when BOTH your bosses are present, God above and the Ruler below? Fortunately I am unlikely to have to find out.)

It sometimes feels as though Jewish communities are full of Korachs. They SAY ”We should all have a say” but what they mean is usually ”I alone should decide, not You!” And Europe is full of people who say ”We must turn backwards, we should avoid mixing with foreigners, we should keep our boundaries clear and well-protected.” In what used to be the 'United’ Kingdom they SAY ”We should not let Brussels rule Britain! We should have local rights!” but what they mean is ”London should rule Britain! Who cares what the locals think in other parts of the country?” So far God has not sent any direct punishments, but maybe one day the entire island might sink into the sea……. like Korach into the earth.

The BIG problem for all of us is trying to work out which of our leaders is a Moshe and which is a Korach. Neither, of course, are perfect, and even Moshe ends up being punished for disobedience and weakness; He is told he must hand over authority to Jehoshua, that he will not enter the Promised Land –  and he takes a long time coming to terms with this. But it seems Korach wants to be Moshe, whereas Moshe does not wish to be Korach. Many a secular ruler, and also many a communal ruler, seeks power without responsibility, authority without consideration for others, status without knowledge or experience, influence without commitment. Many claim – with no evidence! – to have God on their side. The story in this sidra is considered to be a warning against arrogance and against demanding power. But Somebody has to lead, or else there will be anarchy;  and it is precisely in the difficult times, when the future seems unclear, when aims need to be changed, when morale needs to be maintained, that one will see who has the leadership qualities that are so desperately needed.

 

Rabbi Dr. Walter Rothschild

                                                                                         Shabbat Shalom

 

KORACH

KORACH

Rabin dr Walter Rothschild

Jak wielu z was już wie, w porównaniu do tradycyjnych autorów midraszy patrzę na teksty biblijne w bardzo odmienny, osobisty sposób. Ważne dla mnie jest też nauczanie i zachęcanie innych, żeby dochodzili również do własnych, osobistych wniosków. Nie wystarczy po prostu powiedzieć: „Raszi mówi…”, „Rambam mówi” albo „midrasz mówi”. Trzeba uważnie i głęboko wczytać się w tekst, a następnie poczuć się wystarczająco pewnie – choć nigdy nazbyt pewnie! – żeby dodać: „zaś ja uważam również, co następuje…”.

Sidra Korach opisuje trudny, w rzeczy samej decydujący moment w historii Izraelitów na pustyni. Zasadnicze pytanie brzmi: kto ma prawo sprawować władzę i kto nadał owej osobie to prawo? Jeśli dodam tu „ostrzeżenie przed spojlerami”, to będę mógł uchylić rąbka tajemnicy: do końca tego odcinka nie będzie już ulegać wątpliwości, że to Mojżesz ma prawo rządzić i że to Bóg nadał mu to prawo!  Jednakże wcześniej nie było to być może całkowicie oczywiste i choć tradycyjni komentatorzy przedstawiają Koracha jako złego człowieka, żądnego władzy demagoga, egoistę i jeszcze gorzej – i faktycznie wszystko to jest prawdą! – to jednocześnie miał on
w pewnym sensie rację.

Tak jak zawsze, ważny jest kontekst. W poprzednich rozdziałach, a dokładnie mówiąc w 13 i 14 rozdziale księgi Liczb, wiele spraw przybrało niepomyślny obrót, bardzo niepomyślny obrót. Lud stracił poczucie celu i nadzieję. Najpierw doszło do zajścia ze zwiadowcami, którzy po powrocie ze swojej misji mieli do przekazania w dużej mierze złe wieści. „Ta ziemia, do której prowadzi nas Mojżesz” – powiedzieli, a przynajmniej stwierdziło tak dziesięciu spośród dwunastu zwiadowców – „jest niemożliwa do podbicia; jest mocno ufortyfikowana, a tamtejsi żołnierze są ogromni! Możemy równie dobrze poddać się już teraz, zawrócić i ruszyć w drogę powrotną!”. Co by to oznaczało? Porzucenie całego przedsięwzięcia. Oczywiście NIE można wrócić do poprzedniej sytuacji i po chwili namysłu powinni byli sobie z tego zdać sprawę; nie mogą ponownie przejść przez Morze Trzcin ani też powrócić do swojego poprzedniego statusu niewolników – Egipt jest tylko cieniem kraju, którym był niegdyś, armia została rozgromiona, plony zostały zniszczone przez grad
i szarańczę, zwierzęta domowe zostały uśmiercone przez plagi i grad, kapłaństwo doznało poważnych strat i zostało skompromitowane – nie, cofnięcie się i powrót do przeszłości nie jest TAK NAPRAWDĘ dostępną opcją. Tylko się tak wydaje, zgodnie z zasadą „lepszy diabeł znany…”.

Jakże często w polityce obserwujemy skłonność do cofania się zamiast do kierowania się do przodu. Mamy poczucie, że przed nami leży Nieznane, zaś za nami Znane, lecz w rzeczywistości to, co za nami, jest równie nieznane jak to, co leży przed nami, ponieważ świat zdążył się już zmienić od czasu, gdy tam byliśmy….

Następnie Bóg się rozzłościł i w pierwszej chwili postanowił zabić lud tam, gdzie się znajdował – na pustyni. Moszemu udaje się przekonać Boga, żeby tego NIE robił i zamiast kary śmierci Izraelici dostają wyrok życia – nie zostaną zabici w ramach boskiej kary, jednak będą musieli zostać tam, gdzie są, nie ruszając się ani do tyłu, ani do przodu. Stan ten będzie trwał do chwili, aż nie dorośnie kolejne pokolenie – pokolenie gotowe podjąć się wyzwań i niedotknięte
w tak dużym stopniu nostalgią, które dorastało silne i wolne od mentalności niewolników. W teorii brzmi to świetnie, jednak w praktyce w konsekwencji tego rozwiązania ponad 600 000 Izraelitów (policzono ich na początku omawianej tu księgi) znalazło się w dość beznadziejnym położeniu. Co mogą zrobić, co powinni zrobić, cóż to za Bóg ta niewidzialna, bezimienna, nieposiadająca wizerunku Istota, na której słowa cały czas powołuje się Mosze? Mosze – człowiek, który pewnego dnia pojawił się znikąd i przewrócił całe egipskie społeczeństwo i gospodarkę do góry nogami? Który obiecał, że ich uwolni, ale nie dzielił z nimi nawet wspólnego języka ani doświadczeń? Czyż nie obiecał poprowadzić ich ku wspaniałej przyszłości i czyż teraz nie zawiódł ich w drastyczny sposób? Usiłują nawet przemówić bezpośrednio do Boga, który odrzuca jednak ich próby i ich przeprosiny (Lb 14, 40-45); zamiast tego zostają ponownie pobici przez Amalekitów
i Kananejczyków.

  A potem dzieje się coś straszliwego. Przyłapano pewnego człowieka na zbieraniu drewna
w dzień szabatu (Lb 15, 32-36). Nie jest to, moglibyście sądzić, poważny grzech. Owszem, nakaz przestrzegania szabatu jest jednym z Dziesięciu Przykazań, a zatem posiada taki sam status prawny co zakaz mordowania, cudzołóstwa albo bałwochwalstwa, jednak większość z nas pomyślałaby sobie: „Nikomu nie stała się krzywda, więc o co ten wielki krzyk?”. Jednakże ludzie, którzy gorliwie przybywają do Moszego, ciągnąc owego nieszczęśnika i donosząc na niego, patrzą na to inaczej. Dlaczego? Czy może wciąż mają nadzieję, że zaimponują Bogu i dzięki temu przekonają Go, żeby jednak zmienił zdanie? Mosze również zdaje się nie do końca wiedzieć, co ma zrobić. Jakże często jego styl sprawowania przywództwa sprowadza się do powiedzenia: „Stójcie tam, a ja pójdę i sprawdzę, co sądzi o tym Bóg!”, po czym udaje się samotnie do namiotu, żeby dostać jakieś wytyczne.

Boskie orzeczenie brzmi: „Należy tego człowieka stracić!”, „Mot jumat”, „mąż ten poniesie śmierć”. (Najwyraźniej ta egzekucja NIE zostaje uznana za morderstwo). Akt ten jest straszny na wielu poziomach. Biedny facet nie dostaje szansy, żeby przeprosić albo okazać skruchę, nie przyznano mu też obrońcy; do tego wszystkiego Bóg, zamiast zabić go sam (co bez wątpienia mógłby zrobić, na przykład zsyłając na niego uderzenie pioruna albo zawał serca), zmusza Izraelitów,  żeby sami wykonali karę śmierci. Fakt, iż zdają się oni tak chętni, żeby to uczynić, również jest istotny. Co osobliwe, wszystko to następuje tuż po szeregu przykazań wymienionych
w Lb 15, 27-29, w których omawia się, co ktoś, kto popełni grzech na skutek pomyłki powinien zrobić, aby naprawić sytuację!

W tym momencie – w Lb 16, 1 – cierpliwość Koracha się wyczerpuje. Ma  całkiem sporo zwolenników – przywódców plemiennych, którzy być może mają poczucie, że decyzję powinno się było skonsultować również z nimi? Obecnie Mosze „podniósł stawkę” – nie mówi już tylko o karze za grzechy, nie grozi już tylko, że Bóg ukarze Izraelitów za ich przewinienia – teraz zaczął odgrywać rolę rzecznika Boga, nalegając, że ludzkie życie może zostać odebrane z powodu popełnienia grzechu. Ale dlaczego, w jaki sposób, kto dał mu taką władzę? Dlaczego pozwolono mu mianować własne plemię Lewiego na stanowiska kapłańskie, a własnego brata Aharona na Arcykapłana? Powiedzmy sobie szczerze, wszystko to faktycznie wygląda dość podejrzanie….

Słowa Koracha są dobrze znane. „Raw lachem!” – mówi do Moszego i Aharona. „Dość tego! Stawiacie się ponad wszystkimi – to się źle skończy zarówno dla was, jak i dla nas. Czyż nie jesteśmy WSZYSCY częścią tego świętego ludu, czyż nie WSZYSCY mamy prawo do tego, żeby nas wysłuchano?”. Historia ta jest znana i będziemy ją odczytywać z Tory, więc nie będę jej tu relacjonował w całości, jednak widać wyraźnie, że Bóg zdał sobie teraz sprawę, iż zadziałać może tu tylko bezpośrednia boska interwencja. Jeszcze w księdze Wyjścia, podczas zajścia ze złotym cielcem, Mosze mógł wezwać część Izraelitów, żeby zaatakowali i pozabijali innych (Wj 32, 26-28) – jednak teraz takie rozwiązanie by się nie sprawdziło. Potrzeba czegoś bardziej dramatycznego, bardziej melodramatycznego, bardziej kategorycznego i ostatecznego. A zatem Korach i jego najbardziej zagorzali  zwolennicy zostają pochłonięci żywcem przez ziemię, zostają pogrzebani żywcem, zaś inni zostają spaleni (Lb 16, 32-35). Teraz przekaz jest jasny: „Z Bogiem nie ma żartów!”. (Był też wcześniejszy incydent w Kpł 24, 10-23, gdy „pół-Izraelita” mieszanego pochodzenia przeklął Boga podczas walki i również przyprowadzono go, aby wymierzyć mu karę śmierci; jednak w owym przypadku było to być może bardziej zrozumiałe…).

Z historii tej można wyprowadzić tak wiele różnych wniosków – mogę tu jedynie wskazać, że Korach – w moim przekonaniu – faktycznie miał prawo przynajmniej do tego, żeby zadawać pytania i poddawać pewne kwestie w wątpliwość. Mosze miał już ponad 80 lat i nic nie wskazywało na to, żeby miał ochotę przejść na emeryturę! Przewodzenie ludem to skomplikowane
i wymagające zadanie. Później zadanie to będzie wypełniał Jozue, potem kilku Sędziów, a następnie nastanie monarchia – słowo „monarchia” oznacza po prostu, że „rządzi tylko JEDNA osoba”, co
w praktyce nie różni się niczym od dyktatury czy od państwa jednopartyjnego. Wiemy, że wielu świeckich przywódców twierdzi, że zasiadają na tronie z boskiego nadania, że reprezentują Boga. Ja, jako obywatel brytyjski, mam nawet królową, która z urzędu stoi na czele kościoła państwowego! (Zastanawiam się, jakie to musi być uczucie, gdy trzeba wygłosić kazanie w kościele w Sandringham albo w kaplicy w zamku Windsor, gdy obecni są OBOJE twoi szefowie – nad tobą Bóg, zaś na dole władca? Na szczęście mało prawdopodobne jest, żebym miał się o tym kiedykolwiek przekonać).

Czasem można odnieść wrażenie, że żydowskie społeczności są pełne Korachów. Takie osoby MÓWIĄ, że „wszyscy powinniśmy mieć coś do powiedzenia”, jednak zwykle mają tak naprawdę na myśli: „To ja sam powinienem zdecydować, a nie ty!”. Zaś Europa pełna jest ludzi, którzy mówią: „Musimy się cofnąć, powinniśmy unikać mieszania się z cudzoziemcami, powinniśmy dopilnować, żeby nasze granice były wyraźnie zaznaczone i dobrze chronione”. W miejscu, które zwykło być „Zjednoczonym” Królestwem, MÓWIĄ: „Nie możemy pozwolić, żeby Bruksela rządziła Wielką Brytanią! Powinniśmy mieć własne, lokalne prawa!”, ale tak naprawdę mają na myśli: „Londyn powinien rządzić Wielką Brytanią! Kogo obchodzi, co myślą lokalni mieszkańcy
w innych częściach kraju?”. Jak dotąd Bóg nie zesłał żadnych bezpośrednich kar, ale może pewnego dnia całą wyspę pochłonie morze…… tak jak Koracha pochłonęła ziemia.

DUŻYM problemem dla nas wszystkich jest próba rozeznania się w tym, którzy z naszych przywódców są tacy jak Mosze, a którzy tacy jak Korach. Żaden z nich nie jest oczywiście doskonały; nawet Mosze zostaje ostatecznie ukarany za nieposłuszeństwo i słabość. Dowiaduje się, że musi przekazać władzę Jehoszui oraz że nie wejdzie do Ziemi Obiecanej – i będzie potrzebował dużo czasu, żeby się z tym pogodzić. Wydaje się jednak, że Korach chce być Moszem, natomiast Mosze nie chce być Korachem. Wielu świeckich przywódców (jak również wielu przywódców społeczności) chciałoby rządzić bez ponoszenia odpowiedzialności, chciałoby rządzić bez zważania na innych, chciałoby się cieszyć wysokim statusem bez posiadania niezbędnej wiedzy ani doświadczenia, chciałoby mieć wpływ na bieg wydarzeń bez brania na siebie żadnych zobowiązań. Wielu twierdzi – bez żadnych dowodów na pokrycie swoich słów! – że mają Boga po swojej stronie. Uważa się, że historia przedstawiona w tej sidrze stanowi ostrzeżenie przed arogancją
i przed żądzą władzy. Jednakże ktoś musi przewodzić, w przeciwnym wypadku zapanuje anarchia;
i to właśnie w trudnych czasach, gdy przyszłość wydaje się niejasna, gdy trzeba przedefiniować stawiane sobie cele, gdy trzeba zadbać o podtrzymanie morale – właśnie wtedy można się przekonać, kto posiada cechy niezbędne do przewodzenia, kto posiada przymioty, których tak rozpaczliwie potrzebujemy.  Szabat Szalom.

Rabbi Dr. Walter Rothschild

 

Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka